Jak pisze gazeta, inicjatywa Prince'a jest jedną z wielu prywatnych prób wydostania cywilów z Afganistanu. Podczas gdy większość, w tym m.in. fundacja Clintonów, robi to na swój koszt, założyciel Blackwater wymaga 6,5 tys. dolarów od każdego pasażera "bezpiecznie wprowadzonego na lotnisko i na pokład samolotu". Cena jest wyższa dla tych, którzy utknęli w domach lub w drodze na lotnisko. Jak pisze gazeta, nie jest jasne, czy biznesmen ma odpowiednie możliwości, by zrealizować swoje plany.
Najemnicy i ochroniarze pracujący dla firmy Prince'a - pierwotnie pod nazwą Blackwater, a obecnie Academi - brali udział w ochronie placówek i wojsk USA m.in. w Afganistanie i w Iraku. W 2014 r. trzech pracowników zostało skazanych przez sąd w USA za zabicie 17 cywilów w Iraku. Sam Prince w 2018 r. usiłował przekonać ówczesną administracją USA oraz afgańskie władze do "sprywatyzowania" wojny w Afganistanie, tj. powierzenia roli pełnionej przez wojska USA najemnikom jego firmy.
Według "WSJ", z uwagi na blokowanie części osób udających się na lotnisko przez talibów lub zamknięte bramy lotniska, wiele z prywatnie zorganizowanych lotów opuszcza lotnisko w Kabulu z miejscami wolnymi, bo pasażerowie nie są w stanie zdążyć na lot.
Dziennik opisuje m.in. jeden z takich zorganizowanych lotów do Kijowa. Mimo że aktywistom udało się przyprowadzić pod bramy lotniska 40 zagrożonych prześladowaniem afgańskich kobiet wyposażonych w balony z napisem "Ukraina", nie zostały one wpuszczone na teren portu lotniczego przez amerykańskich strażników - prawdopodobnie z uwagi na przepełnienie lotniska. W efekcie samolot odleciał z 70 pustymi miejscami.