Scenariusz, jaki rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych po każdej masowej strzelaninie, jest do bólu przewidywalny: po rytualnych „rozmyślaniach i modlitwach”, gdy przez moment wydaje się, że zwolennicy ograniczeń w zakupie broni mają po swojej stronie serca większości opinii publicznej, przychodzi narodowe ocknięcie, którego cierpliwie wyczekiwali przeciwnicy restrykcji, nie pozwalając na żaden krok w tył. I wszystko zostaje po staremu.
Tak jak wielokrotnie w przeszłości, tak i teraz po tragedii w podstawówce w teksańskim miasteczku Uvalde, gdzie 18-latek zabił karabinem szturmowym AR-15 19 dzieci i 2 nauczycieli, pojawiają się głosy, że „tym razem będzie inaczej”. Od końca maja grupa demokratów i republikanów w Senacie próbuje wykuć ponadpartyjny kompromis dotyczący zaostrzenia dostępu do broni. Jest niemal pewne, że nawet jeśli porozumienie dojdzie do skutku, to będzie bardzo zachowawcze. Nie ma mowy np. o zakazie sprzedaży broni półautomatycznej, którą zwykle posługują się sprawcy masowych strzelanin (m.in. tego domaga się prezydent Joe Biden).
Strategia republikanów jest taka sama od 20 lat: przekonywać, że jest wiele problemów, ale nie należy do nich to, że 18-latek może legalnie i bez zbędnych formalności kupić karabin szturmowy, który pozwala oddać 45 strzałów w ciągu minuty. Oto cztery najpowszechniesze twierdzenia przeciwników ograniczeń, które rozmijają się z faktami.
Reklama