"Rosjanie nie liczą strat, ponieważ (na froncie) giną przeważnie ludzie z okupowanych terytoriów. Moskwa nie potrzebuje tych osób, bo już od ośmiu lat tzw. Ługańska Republika Ludowa (ŁRL, utworzona w 2014 roku samozwańcza struktura parapaństwowa kontrolowana przez Kreml) stanowi obciążenie dla rosyjskiego budżetu" - napisał gubernator na Telegramie.

Reklama

Jak podkreślił, konieczność mobilizacji górników jest podyktowana tym, że w ŁRL "powołano (pod broń) już każdego, kogo się dało". "Euforia tzw. wyzwolenia szybko minęła też w niedawno zajętych miejscowościach obwodu ługańskiego, bo teraz trzeba udowadniać (swą przydatność) na froncie. Cierpią ludzie, którzy nie zdołali ewakuować się do bezpiecznych regionów Ukrainy. Wysyła się ich przymusowo do komisariatów wojskowych (w celu mobilizacji do udziału w wojnie)" - poinformował szef regionalnej administracji.

"Trafiają do oddziałów szturmowych na pierwszej linii"

Mieszkańcy zajętego obwodu ługańskiego trafiają do "oddziałów szturmowych (na pierwszą linię natarcia), regularnie niszczonych przez ukraińską armię" - dodał Hajdaj.

Reklama

25 czerwca rosyjskie siły zajęły Siewierodonieck, a 3 lipca Lisiczańsk, czyli dwa największe miasta w regionie ługańskim, które pozostawały jeszcze pod kontrolą rządu w Kijowie. Jak donosiły w ostatnich tygodniach lojalne wobec Ukrainy władze regionalne, najeźdźcy nie zdołali opanować całej Ługańszczyzny - wciąż trwają walki w miejscowościach Biłohoriwka i Werchniokamjanka w zachodniej części obwodu ługańskiego, w pobliżu granicy z obwodem donieckim.

W ocenie większości analityków kolejnymi celami rosyjskiego szturmu może stać się Bachmut na północy Donbasu, a także pobliskie miasta Kramatorsk i Słowiańsk.