"Jest jasne, że szpiegostwo jest głównym celem ambasady rosyjskiej w Berlinie. Na początku tego roku jedna trzecia z około 300 pracowników placówki udawała dyplomatów. W istocie byli pracownikami SWR (Służby Wywiadu Zagranicznego), FSB (Federalnej Służby Bezpieczeństwa), GRU (wywiadu wojskowego) i innych rosyjskich służb. W kwietniu ich liczba zmniejszyła się o 40, tylu bowiem rząd federalny (Niemiec) uznał za osoby niepożądane i wydalił z kraju. Pozostali wciąż tam są” - pisze "FAZ".
Ci, którzy zostali, "oczywiście chcą wiedzieć, jakie alternatywne źródła energii planuje uruchomić rząd (niemiecki), by uniezależnić się od rosyjskiego gazu do 2024 roku, oraz którzy politycy na wewnętrznych spotkaniach wyrażają wątpliwości co do zachodnich sankcji (wobec Rosji)" - dodaje "FAZ". Szpiedzy zbierają "małe fragmenty układanki, które wydają się tak nieistotne, że politycy, pracownicy firm, dziennikarze lub inni padający ofiarą inwigilacji często nawet tego nie podejrzewają".
"... i wtedy jest już za późno"
Rosyjscy szpiedzy schlebiają politykom, wręczają im prezenty. Kiedy ci stają się podejrzliwi, często jest już za późno. Dlatego niemiecki Urząd Ochrony Konstytucji ostrzega parlamentarzystów Bundestagu przed metodami stosowanymi przez obce służby specjalne, starając się uwrażliwić na zagrożenie nie tylko osoby z kręgów polityki, ale też biznesu i administracji.
"Ryzyko jest szczególnie duże na początku kadencji, aż 279 z 736 członków Bundestagu to nowi parlamentarzyści, którym, podobnie jak ich pracownikom, często brakuje doświadczenia” - pisze "FAZ". Przypomina, że w listopadzie 2021 r. Urząd Ochrony Konstytucji napisał do wszystkich parlamentarzystów, informując ich o metodach stosowanych przez obce służby specjalne. Po wybuchu wojny na Ukrainie organ ten zalecił dodatkowo "ograniczenie do minimum komunikacji z kontaktami z Rosji".
O ile często przestrzega się przed rosyjskimi cyberatakami, mniej mówi się o szpiegostwie "poprzez utrzymywanie nieszkodliwie wyglądających kontaktów". "Nie ma wiarygodnych danych na temat tego, jak często podejmowane są takie próby inicjacji (kontaktu) i jak często się one udają. Ale jasne jest, że szpiegostwo jest głównym celem ambasady rosyjskiej w Berlinie" – podkreśla najnowszy raport Urzędu Ochrony Konstytucji, cytowany przez "FAZ".
Agenci potrafią być bardzo kreatywni przy próbie nawiązywania takich "pozornie nieszkodliwych kontaktów" – często wykorzystują w tym celu internet (informacje z kont w mediach społecznościowych mogą wiele powiedzieć o zainteresowaniach, statusie finansowym czy stanie cywilnym osoby poddawanej inwigilacji). "W internecie nic nie ginie, wystarczy poświęcić na poszukiwania nieco czasu" – pisze "FAZ". Potem następuje pozornie przypadkowe spotkanie z ofiarą, które w rzeczywistości jest starannie zaplanowane. Po zagadnięciu następuje rozmowa, wymiana kontaktów, kolejne spotkania.
"12345"...
"Jest wiele powodów, dla których ta metoda działa. Najprostsze wyjaśnienie: wielu ludzi jest łatwowiernych i leniwych. Wystarczy spojrzeć, ile osób pada ofiarą oszustw w postaci phishingowych e-maili, nawet słabej jakości" – wyjaśnia "FAZ". Przypomina, że podczas nasilonych ataków rosyjskiej grupy hakerskiej Ghostwriter przed wyborami parlamentarnymi w 2021 roku niebezpieczne załączniki mailowe otwierali także politycy, co dało hakerom dostęp do wielu wrażliwych danych. "Pomimo ostrzeżeń kombinacja "12345" jest nadal jednym z najpopularniejszych haseł (zabezpieczających) w Niemczech" – dodaje "FAZ".
"Politykom nieobca jest pewna próżność. (…) Jeśli są niezadowoleni, rosyjskim służbom jest łatwiej. Może to być przegrana walka o władzę lub poczucie, że kariera polityczna nie rozwija się wystarczająco szybko. Agenci tajnych służb potrafią idealnie schlebiać politykom. (…) Wtedy informacje zaczynają płynąć strumieniem” - pisze "FAZ". Nawet gdy polityk zorientuje się, że padł ofiarą szpiega, wyplątanie się ze współpracy może być trudne. Współpraca z obcymi służbami jest karalna.
W zeszłym roku skazany został mężczyzna zatrudniony w firmie kontrolującej elektroniczne urządzenia w Bundestagu. Przekazał on pracownikowi rosyjskiej ambasady, który w rzeczywistości był agentem GRU, obrys fundamentów budynków parlamentu. Dane te mogły posłużyć do ustalenia położenia i numerów pomieszczeń biurowych. W kwietniu zapadł też wyrok przeciwko współpracownikowi naukowemu uniwersytetu w Augsburgu, który współpracował z rosyjskimi służbami – przypomina "FAZ".