Chociaż spektakularne i ważne ze względów propagandowych i politycznych, wczorajsze ataki na ukraińskie miasta nic nie zmieniają w kwestiach czysto wojskowych. Ukraińscy obrońcy wciąż mają inicjatywę na polu walki. Czego można spodziewać się w najbliższych tygodniach? – Jestem przekonany, że do końca roku Ukraińcy wyprą Rosjan do linii z 23 lutego – mówił podczas Warsaw Security Forum w ubiegłym tygodniu generał Ben Hodges, były głównodowodzący US Army w Europie. Z kolei, jak wyjaśniał w analizie dla Center for European Policy Analysis, po otrzymaniu od Stanów Zjednoczonych pocisków do systemów HIMARS o dłuższym zasięgu tylko kwestią czasu jest także odbicie Krymu. Wydaje się, że spodziewanie się tak dużych sukcesów do końca roku jest bardzo optymistyczne. Jednak mniejsze zdobycze terytorialne wydają się jak najbardziej realne.

Gra na przełamanie

Ukraińcy finezyjnie wybierają miejsca, gdzie atakują. Tak było na Charkowszczyźnie, tak robią też w okolicach Chersonia. Celują tam, gdzie jest słabsza obrona i w pobliżu nie ma linii wsparcia Rosjan. I dlatego te wyłomy są często na kilkadziesiąt kilometrów – tłumaczy Mariusz Cielma, redaktor naczelny "Nowej Techniki Wojskowej". – Nie można wykluczyć, że na południu Ukraińcy zaraz znów znajdą takie miejsce i moment, by zrobić podobną rzecz. Oni ostatnio w kilkadziesiąt godzin odbili tam ponad 1000 km kw. Po prawej stronie Dniepru Rosjanie mają coraz mniej bezpiecznych miejsc, które są poza zasięgiem ukraińskiej artylerii, i dlatego wycofali główne siły artyleryjskie na wschód od Dniepru – mówi analityk i dodaje, że do dużego przełamania obrońcom wciąż brakuje jednak ciężkiego sprzętu. Nie zmienia to tego, że jeśli Ukraińcom uda się znaleźć miejsce gorzej bronione, to stworzenie kolejnego takiego wyłomu może oznaczać wycofanie się Rosjan. Tego typu przełamania nie można też wykluczyć dalej na wschód, np. w rejonie Melitopola.
Reklama