Choć skalę ukraińskich ataków na cele na terenie Rosji trudno porównywać z regularnymi ostrzałami Ukrainy przez wojska agresora, takie incydenty mają miejsce od początku inwazji. Ostatnie uderzenia dronów na cele w głębi kraju wznowiły dwie toczące się równolegle dyskusje. W Rosji o stanie miejscowej obrony powietrznej, a na Zachodzie o tym, jak traktować tego typu ataki ze strony Ukrainy.
Szczególnie dużo szumu wywołały wieści z poniedziałku i wtorku. W poniedziałek bezzałogowce wybuchły na terenie dwóch baz wojskowych: w Engelsie i Riazaniu. Na obu lotniskach stacjonują bombowce zdolne do przenoszenia strategicznej broni jądrowej. Engels znajduje się przy tym w odległości ponad 700 km od terenów kontrolowanych przez Ukrainę, a zatem w podobnej odległości co Moskwa. We wtorek z kolei zaatakowano z powietrza wojskowy skład paliwa w Kursku, położony znacznie bliżej ukraińskiej granicy. Ten pożar został ugaszony dopiero wczoraj. Także kurska baza jest wykorzystywana przez wojska rakietowe.
Kijów unika jednoznacznego brania odpowiedzialności za podobne ataki, ale wczorajszy „The Washington Post” cytuje anonimowego urzędnika z Kijowa, który potwierdza, że wszystkie trzy uderzenia to efekt działania ukraińskich bezzałogowców. - Jeśli bardzo często wypuszcza się coś w przestrzeń powietrzną innych krajów, wcześniej czy później nieznane obiekty latające wrócą na miejsce wylotu - komentował na Twitterze Mychajło Podolak, doradca szefa biura prezydenta Ukrainy.
Reklama
Ataki na terenie Rosji / Dziennik Gazeta Prawna
Nie wiadomo na pewno, jaki sprzęt został wykorzystany do ataków. Aleksandr Koc z tabloidu „Komsomolskaja prawda” twierdzi, że użyto radzieckich dronów Tu-141 Striż, które weszły na wyposażenie armii ZSRR w 1979 r. Do podobnych wniosków doszła ukraińska agencja Defense Express. Striże były używane w celach rozpoznawczych, więc jeśli tym razem przenosiły ładunki wybuchowe, musiały zostać przerobione. Z kolei pod koniec listopada państwowy koncern zbrojeniowy Ukroboronprom zapowiadał testy nowych samolotów bezzałogowych o zasięgu 1000 km i ładowności 75 kg. Losy programu dronowego powodują spory w środowiskach wojskowych i eksperckich. Mimo wielkich planów przez lata nie udało się wdrożyć produkcji krajowych bezzałogowców na masową skalę. Prace przyspieszyły dopiero po 24 lutego, ale do dziś znaczna część wyposażenia ukraińskiej armii w drony to efekt swoistego partnerstwa publiczno-prywatnego, m.in. z opisywaną na łamach DGP grupą Aerorozwidka.
Jurij Butusow, uznany dziennikarz wojskowy z Ukrainy, pisze, że uderzenia w Engelsie i Riazaniu miały znaczenie w kontekście przeprowadzonego w poniedziałkowe popołudnie ataku rakietowego na ukraińskie cele cywilne. Uszkodzone samoloty miały brać w nim udział. „Wywiady Ukrainy i NATO z wyprzedzeniem pozyskały informacje o przygotowaniach do ataków, czasie i miejscu startów, dokładnych współrzędnych rozlokowania samolotów, w których były już rakiety balistyczne” - pisze Butusow. Każdy podobny sukces cieszy Ukraińców, ale na Zachodzie budzi mieszane uczucia. - Nie zachęcamy i nie umożliwiamy Ukraińcom ataków wewnątrz Rosji. Ale należy zrozumieć, w jakich warunkach żyją Ukraińcy, oraz naszą determinację, by zapewnić, że mają wszystko, co potrzebne, by obronić siebie, swoje terytorium i swoją wolność - komentował we wtorek Antony Blinken, szef amerykańskiej dyplomacji.
- Nie dostarczamy Ukrainie broni do ataków wewnątrz Rosji. To są dostawy obronne - dodawał Ned Price, rzecznik prezydenta Joego Bidena. W poniedziałek „The Wall Street Journal” napisał, że zestawy HIMARS, które Amerykanie dostarczyli Ukraińcom, zostały przerobione tak, by nie można było wystrzelić z nich pocisków dalekiego zasięgu, choćby ATACMS, o które Kijów prosi od wielu tygodni. Biden jeszcze w maju deklarował, że nie dostarczy sprzętu, który mógłby posłużyć do ataków na Rosję. „Nieujawnione wcześniej modyfikacje pokazują, jak daleko jest zdolna pójść administracja Bidena, by zrównoważyć wsparcie dla sił ukraińskich i chęć uniknięcia ryzyka eskalacji z Moskwą” - czytamy w WSJ. Zarazem sekretarz obrony Lloyd Austin na zadane we wtorek pytanie, czy powstrzymuje Ukrainę przed wypracowywaniem własnych zdolności pozwalających na przeprowadzanie ataków na cele w Rosji, zdecydowanie zaprzeczył.