Amerykański think tank analizuje przemówienie Władimira Putina podczas obchodów rocznicy przerwania blokady Leningradu w 1943 roku.
Przemówienie Putina jest prawdopodobnie częścią większych i relatywnie nowych starań, mających na celu powiązanie tzw. +specjalnej operacji wojennej+ (wojny z Ukrainą) z wielkim rosyjskim mitem Wielkiej Wojny Ojczyźnianej (tak nazywana jest tam część II wojny światowej, w której ZSRR walczył z hitlerowskimi Niemcami w latach 1941-1945), by zwiększyć poparcie dla długotrwałej wojny i nasilenia mobilizacji – ocenia ISW.
Rosyjski dyktator mówił m.in., że wojska sowieckie pokonały Niemcy, które dokonywały ludobójstwa Leningradu i przeprowadzał analogie z „walką z neonazistami” w ukraińskim Donbasie.
Odbudować poparcie
Według analityków Putin dąży najprawdopodobniej do ukształtowania nowych przekazów informacyjnych, by odbudować poparcie dla rosyjskiej inwazji, a także by odzyskać kontrolę nad przestrzenią informacyjną.
Jednocześnie eksperci oceniają, że takie przemówienie świadczy o tym, iż Putin „jest w dalszym ciągu niepewny swoich możliwości kształtowania przestrzeni informacyjnej”. - Putin przytoczył standardową retorykę Kremla, ponieważ dobrze rezonuje ona z kręgami ultranacjonalistycznymi i prowojennymi, część których nasila krytykę tego, jak prowadzi on wojnę – pisze ISW.
W podobnym duchu jak Putin, zauważają eksperci, wypowiadał się w środę minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow, jednak jego tezy było mocniej postawione, co może świadczyć o tym, że Kreml chce przekierować krytykę na innych przedstawicieli władz i chronić przed nią Putina.
„Ludobójstwo” narodu rosyjskiego
Jak pisze think tank, Ławrow oskarżał Ukrainę i Zachód o „ludobójstwo” narodu rosyjskiego i budowanie zachodniej koalicji, dążącej do „ostatecznego rozwiązania kwestii rosyjskiej”, porównując te działania do niemieckiego ludobójstwa Żydów w czasie II wojny światowej.
Celem tego skandalicznego i absurdalnego porównania jest najprawdopodobniej wzmocnienie retoryki Putina i innych rosyjskich działań, mających na celu przekonanie Rosjan, że Ukraina i jej sojusznicy na Zachodzie stanowią realne i bezpośrednie zagrożenie dla terytorium Rosji i jej mieszkańców – ocenia ISW. Ma to służyć zwiększeniu poparcia dla wojny i gotowości do wyrzeczeń w związku z niesprowokowaną rosyjską agresją i dążeniem do zdobyczy terytorialnych.
Porównanie Zachodu do nazistowskich Niemiec, a poparcia dla Ukrainy z próbą eksterminacji Rosjan są niedorzeczne i niemal na pewno kierowane do wewnętrznych odbiorców w Rosji. Ukraina nigdy nie groziła inwazją ani zajęciem terytorium poza swoimi uznanymi międzynarodowo granicami z 1991 roku. Ani NATO jako sojusz, ani żaden kraj członkowski nie groziły nigdy atakiem na Rosję, nie mówiąc już o chęci zniszczenia Rosjan jako narodu - zaznacza ISW.
Ukraińska suwerenność
Zarówno Putin, jak i Ławrow negują ukraińską suwerenność i odrzucają bezpośrednie negocjacje. Putin mówił o ukraińskim terytorium jako „historycznych terenach Rosji”. Ławrow z kolei wskazywał, że nie może być rozmów z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim, lecz powinny się one toczyć z Zachodem, który „kontroluje Ukrainę”.
ISW odnotowuje kolejną krytyczną wypowiedź Jewgienija Prigożyna, szefa najemniczej Grupy Wagnera, który w opinii ekspertów prowadzi walkę o wpływy w Rosji, próbując przekonywać opinię publiczną i część elit, że jest w stanie prowadzić wojnę skuteczniej niż resort obrony.
Tym razem Prigożyn skrytykował nie tylko ministerstwo obrony, ale także bezpośrednio administrację Putina, insynuując, że część jej pracowników to zdrajcy, którzy chcą, by Rosja przegrała wojnę. Mówił m.in. - jak pisze ISW - że „część kremlowskich urzędników sprzeciwia się zablokowaniu w Rosji platformy YouTube, bo to zaszkodziłoby ich wysiłkom na rzecz wznowienia relacji z USA po tym, jak Rosja przegra wojnę”. Wytykał im również, że ci „zdrajcy” mieszkają na Zachodzie i jeżdżą tam na wakacje, a także „wspierają Zachód wszelkimi możliwymi sposobami”.