Wojska Putina idą na Gruzję. Obama nagradza ociepleniem relacji

Wojska rosyjskie dokonują inwazji dla “ochrony miejscowej ludności”, uznają niepodległość nowych "republik" i związują się z nimi sojuszem wojskowym. Ten schemat Putina – “wyzwoliciela” wystąpił nie tylko na Ukrainie. Dokładnie ten sam rodzaj imperialnej sprawiedliwości zastosowano w 2008 r. wobec Gruzji. Putin, podobnie jak kiedyś Hitler, postanowił zacząć od mniejszych celów i przy okazji sprawdzić reakcję zachodnich mocarstw.

Eksperyment udał się perfekcyjnie. Reakcja krajów UE ograniczyła się do apeli o "deeskalację konfliktu". Bogaty Zachód uznał, że nie ma sensu psuć świetnych interesów na taniej rosyjskiej ropie z powodu spornego terytorium porównywalnego do powierzchni Luksemburga. Jednak kluczowa w tej układance była reakcja zachodniego mocarstwa numer jeden.

Reklama

Kilka miesięcy później w Genewie sekretarz stanu USA wręczyła Siergiejowi Ławrowowi symboliczny prezent – czerwony przycisk z napisem "reset". W tym samym roku prezydent Obama wycofał się ze sztandarowego projektu wojskowego – tarczy antyrakietowej z kluczowymi instalacjami w Polsce i Czechach. Putin otrzymał sygnał – agresja terytorialna na byłe republiki ZSRR pozostanie bez konsekwencji. Dodatkowo może wystąpić efekt większego respektu dla silniejszego.

Reklama

Doktryna Breżniewa – ograniczona suwerenność. Nadmierne aspiracje ograniczą czołgi

Rosyjskie czołgi stosujące interwencję w Europie Środkowej to tradycja znacznie dłuższa niż rządy Putina. Ten sam przykład operacji specjalnej został zrealizowany w '56 roku na Węgrzech oraz w '68 roku w Czechosłowacji. Radziecki przywódca Leonid Breżniew nazwał to doktryną "ograniczonej suwerenności".

Były sekretarz generalny NATO Jaap de Hoop Scheffer ujawnił, że w 2008 r. Gruzja i Ukraina miały szansę na przystąpienie do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Jednak sprzeciw wyrazili strategiczni sojusznicy Putina – ówcześni przywódcy Niemiec i Francji tzn. Angela Merkel i Nicolas Sarkozy. Niedługo później aspiracje Gruzji zostały zniszczone poprzez inwazję Rosji uzasadnioną obroną miejscowej ludności.

Według rosyjskiej propagandy pakt Ribbentrop - Mołotow nie był niemiecko - radziecką umową o podział Europy Środkowej. Stalin chciał oddalić niebezpieczeństwo ze strony Hitlera poprzez utworzenie strefy buforowej. Suwerenność krajów Europy Środkowej została zdegradowana do terenu pod budowę umocnień.

Podobnie było z Ukrainą, która rzekomo miała zostać państwem antyrosyjskim. Z tego powodu należało Ukrainę zniszczyć, aby zwiększyć poziom bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. Obecna kremlowska propaganda posądza o "antyrosyjskość" również kraje takie jak Mołdawia i Kazachstan.

Sankcje przeminą, a Krym pozostanie rosyjski

Kilka lat po agresji na Gruzję i zaproponowanym przez USA "resecie", Putin znów zapragnął poszerzyć imperium, tym razem o Krym i wschodnią Ukrainę. Zachód nałożył sankcje ale symboliczne. Niedługo później pojawiły się postulaty wycofania wszelkich sankcji, aby zapobiec nowej zimnej wojnie. Wezwania do pełnego pojednania z Rosją płynęły ze strony europejskich potęg takich jak Francja, Niemcy i Włochy. Ówczesny wiceprezydent USA Joe Biden chciał pomóc Ukrainie poprzez wysłanie sprzętu wojskowego jednak prezydent Obama odrzucił tą inicjatywę.

Zachodnia akceptacja dla pierwszej rosyjskiej agresji na Ukrainę była szeroka. W 2018 r. prezydent USA uznał, że Krym jest rosyjski, bo wszyscy mówią tam po rosyjsku. Rok później Trump spotkał się w Japonii z Putinem. Washington Post relacjonował wtedy, że obaj liderzy omówili kwestie Iranu, Wenezueli, Syrii i Ukrainy.

Tradycje z Jałty przełamane wynikiem wyborów za oceanem

Symbolem zamiany Europy Środkowej w rosyjską strefę wpływów była konferencja wielkiej trójki w Jałcie, jednak decyzję podjęto już wcześniej, w Teheranie. Wtedy wynik wojny na froncie wschodnim był kwestią otwartą, a Stalin nalegał na utworzenie drugiego frontu przez mocarstwa zachodnie.

Przywódca Wielkiej Brytanii Winston Churchill chciał utworzyć drugi front na Bałkanach, aby uchronić jakąś część Europy Środkowej przed radzieckim imperium. Stalin z oczywistych względów forsował inwazję Aliantów na Francję. Decydujący głos należał do przywódcy USA.

Prezydent Roosevelt dał się nabrać na miłe gesty Stalina lub zwyczajnie chciał się pozbyć problemu Europy Środkowej. Zwyciężyła opcja uratowania wolności tylko dla zachodniej części Europy.

Politycy tacy jak Obama, Trump, Sarkozy, Merkel i Berlusconi bardziej lub mniej poszli w ślady Roosevelta. Uznali, że aspiracje mniejszych narodów mogą być poświęcone w imię dobrych relacji z Moskwą.

Ukraina oraz Europa Środkowa miały szczęście, że w decydującym momencie za oceanem wybrano prezydenta, który zdecydowanie przeciwstawił się imperialnym roszczeniom Kremla.

Dwa miesiące przed inwazją na Kijów okazało się, że doktryna Breżniewa nie ogranicza się do byłych republik radzieckich. W ramach ultimatum Ławrowa Moskwa zażądała wycofania wszelkich instalacji wojskowych z krajów wschodniej flanki sojuszu. Pentagon odmówił. Bezpośrednio po inwazji na Ukrainę Joe Biden stanowczo zadeklarował obronę każdego centymetra terytorium NATO. Jednocześnie zorganizował dostawy ogromnych ilości sprzętu wojskowego bez których Ukraina nie miałaby szans na przetrwanie.

Putin wciąż liczy na “zachodnich sojuszników”

Plany Putina o błyskawicznym zajęciu Kijowa zderzyły się z ponadprzeciętną wolą walki ze strony Ukrainy oraz niespodziewaną konsolidacją Zachodu, który po kilkunastu latach ustępstw w końcu dojrzał. Jednak ogłaszanie zwycięstwa w pierwszym roku wojny byłoby przedwczesne.

Dwa miesiące po inwazji na Kijów odbyły się wybory prezydenckie we Francji. Ponad 40% zdobyła tam kandydatka wyrażająca sympatię do Putina jeszcze bardziej niż Nicolas Sarkozy, który przekonywał, że obywatele Krymu mieli pełne prawo wybrać przynależność do Rosji w ramach "referendum".

Po drugiej stronie Renu jest podobnie. Znaczna część społeczeństwa niemieckiego domaga się zaprzestania dostaw broni na Ukrainę w imię naiwnego pacyfizmu. Podobnych postulatów jest na Zachodzie znacznie więcej. Dramat ukraińskich żołnierzy polega na tym, że muszą się obawiać nie tylko rosyjskich rakiet, ale również zmian nastrojów społecznych w państwach sojuszniczych.

Moskiewski imperializm i dążenie do ekspansji terytorialnej jest zjawiskiem ponadczasowym. To część rosyjskiego charakteru narodowego. Europa Środkowa, jako dawna część rosyjskiego imperium, rozumie tą kwestię nieporównywalnie lepiej niż zachodnia część demokratycznego świata.

Polscy eksperci wojskowi wielokrotnie kreślili scenariusz najbardziej pesymistycznego zakończenia wojny. Zachód po pewnym czasie poczuje się zmęczony, straci chęć do militarnego wsparcia Ukrainy i wymusi na władzach w Kijowie jakąś formę pokoju, który jedynie odłoży na jakiś czas kolejną rosyjską inwazję.

Wszyscy, którzy chcieliby ulec iluzji pokoju i chwilowego komfortu powinni wziąć pod uwagę opinię wyrażoną przez osobę numer dwa w państwie Putina. Dmitrij Miedwiediew po kilku tygodniach "operacji specjalnej" uznał, że celem strategicznym jest możliwość zbudowania "otwartej Eurazji" od Lizbony po Władywostok.