Michejew to rosyjski politolog, dziennikarz i analityk. Dość często gości w programach telewizyjnych, jego publiczne wystąpienia można usłyszeć w radiu lub obejrzeć je w internecie.
Dotąd zajmował twarde stanowisko wobec rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Otwarcie deklarował, że Rosja powinna zająć jak największe terytorium Ukrainy, tłumacząc, że ziemia ta "była historycznie ziemią rosyjską". Jeszcze w 2022 roku dowodził, że nie ma takiego języka jak ukraiński, a w samej Ukrainie mówi się po rosyjsku. To on również twierdził, że z Warszawy "nie zostałoby nic po dwóch sekundach", a z Polską i Litwą Rosja "poradziłaby sobie szybciej niż z Ukrainą".
Program jak zwykle i nagle…
Tym razem w programie Władimira Sołowjowa w rosyjskiej reżimowej telewizji komentował sytuację na froncie, ale władzom zarzucił "milczenie" na temat rosyjskich porażek. - Nasza pozycja poważnie się pogorszyła. Albo idziemy do przodu i naprawdę osiągamy sukces, albo cofamy się z ogromną porażką - powiedział. Dodał, że obecnie Rosja nie może wycofać się z wojny, bo zostałaby uznana za słabą. Zauważył jednak, że rosyjskie wojska "grają według reguł narzucanych przez Zachód".
Jeśli będziemy postępować w ten sposób i z taką prędkością, nie pożyjemy wystarczająco długo, aby zobaczyć jakiekolwiek sukcesy - mówił. - I bądźmy szczerzy wobec siebie, nasze kierownictwo też nie będzie żyło wystarczająco długo - dodał.
Zdaniem Michejewa prezydent Rosji "nie zobaczy końca wojny w Ukrainie". - Władimir Putin i jego kremlowscy poplecznicy nie dożyją żadnego sukcesu na Ukrainie, jeśli wojna będzie prowadzona w obecnym tempie - powiedział, wywołując wśród zebranych niemałe zdumienie.