Zupełnie realne staje się to, że postawienie Donalda Trumpa w stan oskarżenia będzie budowało go politycznie. Jego kampania zebrała z datków imponujące ponad 8 mln dol. A poza tym – jak wynika z badania Reuters/Ipsos – poparcie dla nowojorczyka wśród wyborców republikańskich wzrosło z 44 proc. w połowie marca do 48 proc. na początku kwietnia. U Rona DeSantisa, drugiego z faworytów do nominacji prezydenckiej po prawej stronie, spadło natomiast w tym okresie z 30 do 19 proc. Jeszcze w lutym ci dwaj politycy w sondażach szli łeb w łeb.
Obecnie ponad połowa elektoratu republikańskiego uważa, że postawienie Trumpa w stan oskarżenia pomoże mu wygrać wyścig o Biały Dom w 2024 r. A od czołowych konserwatywnych polityków na Kapitolu były prezydent w związku z nowojorską sprawą słyszy słowa poparcia, w tym też z dość zaskakujących kierunków, jak od dystyngowanego senatora Mitta Romneya, który ostatnie lata Trumpa właściwie zwykł jedynie krytykować.
Na bok chwilowo odstawieni są inni potencjalni kandydaci republikanów do zastąpienia Joego Bidena. W tym DeSantis, który miota się między delikatnymi uszczypliwościami (krytyka charakteru Trumpa) a potępianiem demokratów, liberałów i wymiaru sprawiedliwości.
CZYTAJ WIĘCEJ W CZWARTKOWYM "DZIENNIKU GAZECIE PRAWNEJ">>>