"Niestety, celowe wyburzanie zapór podczas wojny nie jest rzadkością; to nie pierwszy raz, kiedy Ukraina ucierpiała w tak niszczycielski sposób. Decyzja tajnej policji Stalina o wysadzeniu zapory w Zaporożu w 1941 r. - zaledwie 150 km od Kachowki, a obecnie w miejscu, gdzie znajduje się elektrownia jądrowa - spowodowała, jak się uważa, śmierć od 20 tys. do 100 tys. osób. Motywacja była taka sama: powstrzymać natarcie wroga. Rzeczywiście, czas wtorkowego ataku na Kachowkę nie może być przypadkowy, utrudniając ukraińską kontrofensywę zaledwie 24 godziny po tym, jak Kijów rozpoczął sondowanie różnych punktów na froncie" - zauważa gazeta.

Reklama

Przypadki celowych powodzi

"Daily Telegraph" przypomina też o kilku innych przypadkach celowo wywołanych powodzi, co miało utrudnić działania wrogich wojsk bądź wywrzeć psychologiczny efekt - zniszczenie przez Chińczyków grobli wzdłuż Rzeki Żółtej w 1938 r., aby utrudnić dostęp japońskiej armii, otworzenie przez belgijskie wojska w październiku 1914 r. śluz na rzece IJssel czy zbombardowanie przez brytyjskie lotnictwo tam w Zagłębiu Ruhry w maju 1943 r.

Jak ocenia gazeta, być może największą konsekwencją psychologiczną ataku na tamę w Kachowce będzie ponowna ocena tego, jak daleko Rosjanie są gotowi się posunąć, aby osiągnąć zwycięstwo.

Ryzyko incydentu nuklearnego

"Wiele osób twierdziło od miesięcy, że możliwość wywołania przez Putina incydentu nuklearnego jest nieprawdopodobna. Już nie. W rzeczywistości siły rosyjskie już lekkomyślnie ostrzelały elektrownię jądrową w Zaporożu; a wczoraj ryzykowały poważnym zdarzeniem, gdyby system chłodzenia elektrowni zawiódł z powodu powodzi" - wskazuje.

Zauważa też, że prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski ostrzegał w październiku, że Rosjanie zaminowali tamę i wezwał międzynarodowych obserwatorów do przybycia na miejsce. "Nic nie zostało zrobione. Trzeba się zastanawiać, ile jeszcze razy Zachód może być zszokowany strategią Rosji, zanim uznają jego analizę za realistyczną, a nie podszytą strachem, wykutą z cierpienia, jakie jego kraj jest zmuszony znosić" - pisze "Daily Telegraph".

Z Londynu Bartłomiej Niedziński