Gdy w 2006 r. "The Guardian" spytał Jade Goody, czy czuje się symbolem upadku zachodniej cywilizacji, odpowiedziała z rozbrajającą szczerością, że "nie rozumie pytania". "Czy czujesz, że jesteś sławna z bycia sławną: nie potrafisz śpiewać, tańczyć, wyglądasz zupełnie przeciętnie, a mimo to w ostatnich czterech latach nieustannie skupiałaś uwagę mediów?" - kontynuował dziennikarz. "Wiem, że jestem sławna bez powodu" - przyznała wreszcie bez skrępowania. Nie przyszło jej to pewnie z wielkim trudem, bo zdarzały się w jej życiu już gorsze wpadki. Twierdziła, że "Monę Lisę" narysował Pistachio, Cambrige jest dzielnicą Londynu, Saddam Hussajn sportowcem, a słynny włoski projektant mody nazywa się Parada.

Reklama

Brak zażenowania własną niewiedzą i dziecięca otwartość w zadawaniu najprostszych pytań to cechy, które otworzyły Goody drogę do popularności, pozwoliły przeciętnemu Brytyjczykowi bez kompleksów przeglądać się w niej jak w lustrze i śnić własne sny o łatwej sławie. W najbliższych tygodniach Goody najprawdopodobniej dokona czegoś, po czym nikt już nie powie, że była sławna tylko z bycia sławną. Będzie to coś bez precedensu: umrze na oczach milionów telewidzów. W sierpniu 2008 r. dowiedziała się, że ma raka szyjki macicy. Niedawno wyszło na jaw, że choroba zaatakowała kolejne narządy i wydaje się nieuleczalna. By zapewnić dwóm synom pieniądze na edukację i wygodne życie, Goody postanowiła sprzedać prawa do retransmisji własnej śmierci.

Narodziny gwiazdy

Dla milionów Brytyjczyków Jade Goody narodziła się 24 maja 2002 r., w dniu emisji pierwszego odcinka trzeciej edycji "Big Brothera". Nie zwyciężyła, dom Wielkiego Brata opuściła przed trójką finalistów. Na wizji pojawiała się jednak wystarczająco długo, by zyskać popularność, w czym pomogła jej okoliczność, że jako pierwsza uczestniczka tego show miała uprawiać seks na wizji. Miała, bo zainteresowani - ona i jej współlokator - do tej pory nie potwierdzili, że doszło do czegokolwiek. Tak czy inaczej, życie celebrytki zaczęło ciekawić mieszkańców Wysp tak bardzo, że jej wydana wkrótce książka "Jade. Moja autobiografia" rozeszła się na pniu, podobnie jak "Shh... Jade Goody", czyli własna linia perfum (znalazła się w pierwszej piątce najczęściej kupowanych prezentów gwiazdkowych 2007 r.) i książka kucharska "Świąteczny obiad z Jade Goody".

Reklama

Angielka podgrzewała atmosferę w edycji dla gwiazd "Celebrity Big Brother", w której niemal w każdym odcinku obrażała goszczącą w programie bollywoodzką aktorkę Shilpę Shetty. Goody zwykła nazywać Shetty "psem", niejednokrotnie kazała jej też "wracać, skąd przyszła", czyli do Indii, bo "nie zna nawet dobrze angielskiego". Jak się wkrótce okazało, rasistowskie zagrywki dały jej pretekst do kolejnej wolty w medialnej grze: występu w hinduskiej wersji "Big Brothera", gdzie już w pierwszym odcinku wyraziła skruchę za wcześniejsze aroganckie zachowania i przeprosiła hinduską widownię. Dwa dni później na wizji otrzymała telefon od swojego lekarza - informował ją on o nowotworze.

Ze złego domu do domu Wielkiego Brata

Zdaniem wielu Jade Goody zawdzięcza telewizji wszystko. Wchodząc do domu Wielkiego Brata w 2002 r., miała za sobą fatalną przeszłość, niezapłacone rachunki za mieszkanie i groźbę więzienia za niewywiązywanie się od dłuższego czasu z obowiązku płacenia podatków. Cztery lata później, w 2006 r., jej majątek szacowano na 2 mln funtów, była matką dwójki zdrowych chłopców i eksdziewczyną popularnego prezentera telewizyjnego Jeffa Braziera. Do domu Wielkiego Brata uciekła nie tylko przed biedą, ale i przeszłością, która sprzedawana najpierw na wizji, później w książkach, stawała się paradoksalnie coraz bardziej odległa.

Reklama

W autobiografii Goody znalazło się zdjęcie z albumu rodzinnego, na którym czteroletnia dziewczynka stoi między dwoma mężczyznami, z których jeden - jej ojciec - patrzy z niepokojem, co robi córka. "Trzymałam jointa, nie zaciągałam się, nie miałam pojęcia, co to. Po prostu podniosłam go z podłogi. Mama musiała uznać, że to zabawne, dlatego nas sfotografowała" - wspomina Jade. Rodzice byli narkomanami, matka zatrzymała się na trawce, ojciec zmarł z przedawkowania heroiny. Gdy miała zaledwie pięć lat, matka straciła w wypadku samochodowym rękę, więc obowiązki domowe spadły na nią. Zamiast klasycznych opowieści z dzieciństwa o upadku na rowerze albo nieudanej pierwszej randce Goody ma pod ręką na przykład opowieść o niezapłaconych rachunkach za prąd. "Nie miałyśmy światła, więc wieczorami siedziałyśmy z mamą przy świecach. Gdy obudziłam się którejś nocy, cały dom był już w płomieniach" - wspomina.

Nic więc dziwnego, że dziewczynie paliło się do innego, lepszego świata. I że czmychnęła do niego przy pierwszej nadarzającej się okazji.

Śmierć zamyka dyskusję

Atmosfera skandalu, która towarzyszyła Goody od momentu pojawienia się na wizji, przycichła, gdy lekarze uznali jej stan za nieuleczalny. Wyzywające ją niedawno od "świń" i "wiedźm" tabloidy teraz łączą się z nią w bólu, poważni publicyści, którzy do niedawna widzieli w niej symbol zepsucia mediów, teraz zdają się widzieć tylko jej odwagę. "Skoro przeżyła ćwierć swojego życia przed kamerami, dlaczego nie ma prawa przed nimi umrzeć?" - broni jej publicystka "The Guardian". Na oficjalny komentarz zdobył się nawet premier Gordon Brown, który jeszcze niedawno przepraszał w Indiach za jej haniebne rasistowskie zachowanie na antenie: "Myślę, że każdy na swój sposób radzi sobie ze swoimi problemami. Jej determinacja, by pomóc rodzinie, powinna być nagrodzona brawami".

"Są trzy powody, dla których decyzja pani Goody powinna wydawać się uzasadniona" - oświadczył jej rzecznik prasowy Max Clifford. "Po pierwsze chce zgromadzić pieniądze dla swoich dzieci, po drugie bycie aktywną do końca pomaga jej w walce z chorobą, po trzecie od momentu ogłoszenia przez panią Goody własnej choroby liczba kobiet, które przebadały się na raka szyjki macicy wzrosła w Wielkiej Brytanii o 20 proc. Wierzymy, że relacja z jej śmierci będzie dla milionów młodych Brytyjek dodatkową przestrogą i motywacją".

Już nie tylko tabloidy, ale i poważne gazety z czystym sumieniem relacjonują targowanie się stacji telewizyjnych o prawa do relacji z jej śmierci. Spekulują, że skoro zdjęcia z jej ślubu z Jackiem Tweedem, młodszym od niej o kilka lat drobnym przestępcą, pismo "OK!" kupiło za 700 tys. funtów, a prawa do jego retransmisji telewizja "Living TV" za milion funtów, za pokazanie na żywo śmierci któraś z brytyjskich stacji zapłaci dużo, dużo więcej.