Pacjent jest cały czas przytomny, może nawet rozmawiać z lekarzami. A ci rozcinają mu czaszkę i operują guza mózgu. Kraniotomia to trudny i skomplikowany zabieg, który może m.in. ratować życie osób zagrożonych rakiem. Nic dziwnego, że szpitale się nią chwalą. Ale niektóre placówki medyczne próbują przekuć sukces swoich koronnych zabiegów w sukces marketingowy.

Reklama

>>>Lekarz zoperował dziecku głowę wiertarką

Operację Shii Renee Mullins w amerykańskim Szpitalu Metodystów w Memphis poprzedzała kampania reklamowa. Jej twarzą była piękna modelka, która nie miała nic wspólnego z będącą już w średnim wieku panią Mullins. Jednak o operacji nie informowały plakaty, ale krótka zapowiedź filmowa na portalu Youtube. Reklamę obejrzało ponad 20 tys. ludzi. Ponad 2 tysiące odważyły się obejrzeć transmitowany na żywo zabieg otwarcia czaszki i usunięcia guza. A kilka osób nawet umówiło się na wizytę w szpitalu.

>>>Oto nowa twarz potrąconego przez metro

"Chcemy polepszyć naszą reputację i edukować społeczeństwo" - mówi Jill Fazakerly, dyrektor marketingowy placówki. Ale w nietypowej promocji chodzi przede wszystkim o pieniądze. Szpitale nie ograniczają się do filmowania operacji. Bezpośrednie relacje "minuta po minucie" z sali operacyjnej szpitala w Detroit pojawiły się ostatnio na portalu społeczościowym Twitter.

>>>Zagraj w świńską grypę na Facebooku

"Dr. Rogers mówi, że guz jest duży" - bloguje asystent z sali operacyjnej. Chwilę później "pojawił się krwotok". Relacjonowane na Twitterze operacje można było oczywiście śledzić na żywo na Youtube. Niekonwencjonalnymi metodami placówki służby zdrowia próbują przyciągnąć klientów, pozyskać sponsorów, zdobyć rozgłos i zatrudnić najlepszych lekarzy. Jak twierdzi Ed Bennet, dyrektor strategiczny Systemu Medycznego uniwersytetu w Maryland, ponad 250 szpitali używa najpopularniejszych portali internetowych - Youtube'a, Facebooka i Twittera - by pokazywać swoje osiągnięcia. Istnieją też blogi pacjentów, opisujące przebieg leczenia. Wszystko po to, by przetrwać kryzys.

Reklama

>>>Straciła pracę, bo oglądała Facebooka

Ale entuzjazm szpitali na internetową reklamę na żywo może zgasnąć, kiedy na końcu relacji pojawi się komunikat: "pacjent zmarł".