Kraje członkowskie organizacji nazywanej „wschodnim NATO”, czyli Rosja, Białoruś, Kazachstan, Uzbekistan, Tadżykistan i Kirgistan, miały dziś podpisać deklarację na temat utworzenia specjalnych sił szybkiego reagowania. Nieobecność białoruskiego dyktatora torpeduje inicjatywę.

Reklama

To efekt „wojny mlecznej”, jaka wybuchła między dwoma formalnymi sojusznikami. Moskwa zakazała wwozu do Rosji białoruskich produktów mlecznych, czym rozeźlila Łukaszenkę. „W obecnej sytuacji Białoruś jest zmuszona, by zrezygnwać z udziału w szczycie organizacji 14 czerwca w Moskwie” - głosi oświadczenie białoruskiego MSZ.

Wcześniej w sobotę Łukaszenka wezwał swoich ministrów, by przygotowali grunt pod wznowienie kontroli celnych na granicy z Rosją, z którą Białoruś pozostaje formalnie w konfederacji.

Choć Rosjanie decyzję o zakazie importu białoruskiego mleka uzasadniali względami zdrowotnymi, w rzeczywistości zadecydowały powody polityczne. Wcześniej, pod koniec maja Moskwa odmówiła udzielenia Mińskowi pożyczki w wysokości 500 mln dolarów. Łukaszenka zasugerował wówczas, że to z powodu odmowy uznania niepodległości Abchazji i Osetii Południowej.

Reklama