"Według analizy balistycznej, przeprowadzonej przez RSF, strzały nastąpiły ze wschodu od miejsca, w którym stali dziennikarze; od strony izraelskiej granicy. Dwa strzały w to samo miejsce w tak krótkim czasie (nieco ponad 30 sekund), z tego samego kierunku, wyraźnie wskazują na precyzyjne celowanie" - napisano w komunikacie grupy.

Reklama

Izraelskie wojsko wyraziło ubolewanie z powodu śmierci dziennikarza; oświadczyło, że nie uderza celowo w pracowników mediów, oraz że prowadzi dochodzenie w sprawie incydentu z 13 października. Reuters zwrócił się do Sił Obronnych Izraela (IDF) o komentarz w sprawie raportu RSF.

Dwa pociski

Według ustaleń organizacji dwa pociski o różnej sile trafiły w odstępie 37 lub 38 sekund w miejsce, w którym przebywało siedmioro dziennikarzy. Pierwsze, słabsze uderzenie zabiło operatora Reutersa Issama Abdallaha i raniło korespondentkę AFP. W wyniku drugiego, silniejszego uderzenia zapalił się samochód ekipy katarskiej telewizji Al-Dżazira, a dwoje dziennikarzy tej stacji i kolejny dziennikarz agencji AFP zostali ranni.

"Jest mało prawdopodobne, że dziennikarze zostali pomyleni z bojownikami, zwłaszcza, że się nie ukrywali: by mieć dobre pole widzenia, przebywali na otwartej przestrzeni od ponad godziny, na szczycie wzgórza. Mieli na sobie hełmy i kamizelki kuloodporne z napisem 'Prasa'. Ich samochód też był oznaczony jako +Prasa+ dzięki napisowi na dachu" - napisali RSF, powołując się na świadków.

Pięć dni wcześniej…

Według RSF pięć dni wcześniej, 9 października, dziennikarze Al-Dżaziry zostali zaatakowani w podobny sposób we wsi Dhajra na południu Libanu; twierdzą oni, że przeleciał nad nimi izraelski śmigłowiec, a następnie pocisk spadł obok ich samochodu, który również oznaczony był napisem "Prasa".

13 października Abdallah i inni reporterzy relacjonowali wymianę ognia przez granicę izraelsko-libańską, do jakiej dochodziło regularnie po ataku bojowników palestyńskiego Hamasu na Izrael. Agencja Associated Press podała, że pociski, które trafiły w dziennikarzy, były izraelskie.