Krok po kroku zajmują nasze pozycje - mówi w "Wall Street Journal" porucznik Oleksander Szyrszyn, zastępca dowódcy wykrwawionego batalionu z 47 brygady zmechanizowanej, broniącej kilometrowego odcinka frontu.

Ciężkie walki o Awdijiwkę

Rosjanie bowiem rzucili potężne siły na Awdijiwkę. Choć z miasta niewiele zostało, to dziesiątki tysięcy żołnierzy otoczyło je z trzech stron, a miejscowość stała się największym polem bitwy tegorocznej jesieni. Putin chce bowiem koniecznie zająć jakieś miasto, by twierdzić, że sytuacja na Ukrainie zmienia się na korzyść Moskwy. To nie jest jednak łatwe zadanie, bo większość wyszkolonych żołnierzy poległa podczas poprzednich miesięcy wojny, a nowoczesny sprzęt został zniszczony.

Reklama

"Idą falami, jak zombie"

Do tego Rosjanie szturmują, jak w latach drugiej wojny światowej. Idą falami, jak zombie. Niektórzy mają na głowach lampki-czołówki. To raj dla strzelców - śmieje się szeregowy Bogdan Łysenko, strzelec z wozu bojowego Bradley. To nie jest jednak głupie - dodaje kapral Mychajło Kociurba, dowódca Bradleya. Szukają naszych słabych punktów i je atakują. My nie mamy wystarczająco amunicji, ale oni mają wystarczająco wielu ludzi - mówi.

Problemy Ukrainy

Reklama

Tymczasem Ukraina ma problemy z dostawami amunicji i z zastąpieniem wykrwawionych jednostek. Jak tłumaczy Ihor Romanienko, ekspert militarny i emerytowany generał, jednostki średnio są 20-40 proc. poniżej stanu osobowego. Dlatego reszta żołnierzy jest tak zmęczona. Nie da się ich wycofać z frontu i wymienić na świeżych - wyjaśnia.

"Nie wygramy wojny na wyniszczenie z Rosją"

Potwierdza to porucznik Szyrszyn - jak mówi, w jego jednostce byli kiedyś tylko zmotywowani, dobrze wyszkoleni ochotnicy. Teraz zostali głównie świeży rekruci. Pomaga im tylko zachodni sprzęt, ale i on jest niszczony w bitwie. Żołnierze oskarżają o to swoich dowódców, którzy stosują radziecką taktykę walki. Nie mamy szans wygrać wojny na wyniszczenie z Rosją. Nasza armia musi się całkowicie zmienić - podsumowuje Łysenko.