Generał Wałerij Załużny, naczelny dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy przekazał, że Marijinka "nie istnieje". Ukraiński wojskowy zaznaczył we wtorek, że jeszcze w tym mieście są żołnierze jego armii, jednak istnieje ryzyko, że dowództwo zadecyduje o wycofaniu się. Sukces ogłosiła już strona rosyjska. Takich informacji z ukraińskiego frontu dawno nie było.
W rozmowie z portalem Dziennik.pl gen. Roman Polko, były dowódca GROM mówi, że "na froncie w Ukrainie nic się nie dzieje. Ale niestety wciąż giną ludzie - podkreśla.
Wszystko stoi w miejscu, pozostały tylko niewielkie miejscowości, które nie mają żadnego operacyjnego, nie mówiąc już o strategicznym, znaczeniu - słyszymy.
Gen Polko: Wojna w Ukrainie przypomina teraz I wojnę światową
To przypomina pierwszą wojnę światową, wojnę w okopach, wojnę na wyniszczenie. Rodzi się pytanie, która strona wykorzysta ten czas do wygenerowania i zbudowania potencjału, który na wiosnę, gdy pojawiają się lepsze warunki atmosferyczne, przeprowadzi ofensywę? Ofensywę, która będzie przygotowana pod względem zgrania, wysiłku na lądzie, w powietrzu i w uderzeniach dużymi zgrupowaniami - wskazuje ekspert.
Zdaniem gen. polko Ukraina ten czas trochę przespała. Źle się działo, gdy politycy na siłę wymagali sukcesów, rozbijając plany wojskowe. Z drugiej strony niedobrze też było, gdy wojskowi uskarżali się na polityków. Tak, jak to robił gen. Wałerij Załużny (naczelny dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy - red.). Wykorzystała to rosyjska propaganda, która wkładała w usta Załużnego apele, aby wyjść z okopów i iść na Kijów, aby obalić prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Miejmy nadzieje, że ten etap mamy za sobą - słyszymy.
W opinii byłego dowódcy GROM-u Ukraińcy powinni przestawić się na zachodni sposób działania, który daje inicjatywę żołnierzom. Jak słyszymy, trudno na nowoczesnym uzbrojeniu i sprzęcie myśleć o sukcesie bez nowoczesnego nastawienia ludzi.
Na pytanie, czy można mówić, że wojna w Ukrainie wygasza, gen. Polko, odpowiada, że "utknęła w okopach". Oczywiście pogoda zrobiła swoje. Do tego też doszły blokady polityczne: wybory w Rosji, walka o władze w Ukrainie i z korupcją. Teraz kluczowe jest to, żeby Zachód nie zniechęcił się w pomaganiu Ukrainie - dodaje.
Wojskowy zaznacza, że ma nadzieję, że Zachód dalej będzie pomagał Ukrainie, bo "pojawiają się głosy na Zachodzie, że Putin się zbroi i za pięć lat uderzy w Sojusz NATO". Wojna zastępcza - proxy war, toczy się teraz w Ukrainie. Jeżeli NATO chce mieć spokojne własne granice, to musi zdecydowanie mocniej pomagać Ukrainie - zarówno w wojnie informacyjnej, jak i w szybkich dostawach dużej ilości broni - słyszymy.
Według rozmówcy Dziennik.pl Ukraina potrzebuje nie tylko pieniędzy z Zachodu, ale także solidarności i zjednoczenia. Putin nie wygrywa tej wojny własnymi siłami zbrojnymi, tylko metodami KGB, którymi udaje mu się skłócać Ukraińców i Zachód - wyjaśnia.
NATO uczestniczy w wojnie zastępczej. Gen. Polko wyjaśnia
Gen. Polko zapytaliśmy także o szanse NATO, gdy doszłoby do ewentualnego ataku ze strony rosyjskiej. W tej chwili NATO, dla własnych interesów, w istocie toczy wojnę zastępczą. Dlatego powinni wspierać Ukrainę, bo wtedy nasi żołnierze nie będą ginąć. Rosja nie ma żadnych szans. Wystarczy porównać budżet Rosji, który jest równy budżetowi Włoch, dwa razy mniejszy od niemieckiego. Potencjał zbrojny jest kilkanaście razy mniejszy. Oczywiście Zachód jest zdolny do przerywania wojen - mówi rozmówca portalu Dziennik.pl i przypomina przegraną w Afganistanie oraz klęskę gen. Percivala w bitwie o Singapur, który został pokonany przez trzykrotnie mniejsze siły gen. Yamashita, który miał na wyczerpaniu nie tylko ludzi, ale także zasoby.
Zachód posiada umiejętność przegrywania wygranych wojen - puentuje na koniec gen. Polko.
Kontakt do autora artykułu: sylwia.baginska@infor.pl