Rośnie napięcie na Bliskim Wschodzie

- Od października 2023 r., czyli początku wojny Izraela z palestyńskim ugrupowaniem terrorystycznym Hamas, między państwem żydowskim a libańskim Hezbollahem, poplecznikiem Iranu, toczy się "konflikt poniżej progu wojny"- wyjaśnił w rozmowie z PAP Jarosław Kociszewski, znawca tematyki bliskowschodniej z Fundacji Bezpieczeństwa i Rozwoju Stratpoints.

Jednak konflikt ten wydaje się być coraz bardziej "gorący". W połowie maja Hezbollah, który regularnie ostrzeliwuje rakietami północne terytoria Izraela, po raz pierwszy ogłosił, że skutecznie zaatakował dronami izraelską bazę wojskową w pobliżu miasta Tyberiada.

Reklama

W poniedziałek Izraelskie Siły Obronne przyznały w oświadczeniu, że w ostatnich tygodniach ich 146. dywizja i 205. brygada pancerna rezerwy przeprowadziły ćwiczenia "symulujące scenariusze walki (...), szybkie rozmieszczenie wojsk w terenie, funkcjonowanie kwater głównych dywizji i brygady i gotowość do ataku" na Liban.

Izrael zaatakuje Liban? Eksperci podzieleni

Reklama

Maha Yahya, ekspertka ds. Bliskiego Wschodu w waszyngtońskim think tanku Carnegie Endowment for International Peace, oceniła na łamach "Foreign Affairs", że ryzyko wybuchu wojny między Izraelem a Hezbollahem zdecydowanie wzrasta.

W tekście pod znamiennym tytułem "Następna wojna Izraela" Yahya zauważyła, że wzrost napięć między Iranem i Izraelem, na który duży wpływ ma to, iż w obu państwach do władzy doszły siły konserwatywne i nacjonalistyczne, może jednak doprowadzić do krwawej konfrontacji.

Napięcia między Jerozolimą i Teheranem wzrosły dramatycznie 1 kwietnia, gdy Izrael ostrzelał konsulat Iranu w Damaszku, zabijając wysokiej rangi irańskich oficerów. Dwa tygodnie później Iran przypuścił bezprecedensowy ostrzał rakietowy na Izrael i, jak uważa ekspertka, tym samym przekroczył Rubikon. Siły izraelskie odpowiedziały atakiem dronów na terenie irańskiej prowincji Isfahan.

Ta wymiana ciosów to nowa jakość w relacjach obu państw, zważywszy na to, że Iran stosował dotąd praktykę "strategicznej cierpliwości" wobec swego głównego wroga, czyli Izraela. "Teraz wszystko się zmieniło" - uznał brytyjski tygodnik "Economist".

Yahya podkreśliła, że należy przy tym wziąć pod uwagę, iż po ataku Hamasu na Izrael 7 października 2023 r. Iran starał się jak najlepiej wykorzystać politycznie tę sytuację i "czerpać strategiczne korzyści z operacji Izraela w Strefie Gazy". Gniew krajów arabskich, wywołany skalą i brutalnością izraelskiej ofensywy, miał wzmocnić sterowaną przez Teheran "oś oporu" wobec państwa żydowskiego i jeszcze bardziej ugruntować pozycję Republiki Islamskiej.

"Teheran chce uniknąć konfliktu"

Jednak Jarosław Kociszewski powiedział w wywiadzie dla PAP, że przekonanie, iż atakowanie interesów Izraela pozwala zbijać kapitał polityczny w świecie arabskim, to stereotyp, a Teheranowi nic teraz nie da podżeganie do konfliktu między Hezbollahem a państwem żydowskim. Co więcej, "obecna sytuacja odpowiada Iranowi", zaś wcześniejsza wymiana ognia między Iranem i Izraelem "miała określić granicę cierpliwości obu stron" i nie prowadzi do dalszej eskalacji.

Hezbollah, szyicka partia w Libanie i zarazem organizacja terrorystyczna, jest finansowany, szkolony i ogólnie wspierany przez Teheran, dla którego stanowi ważne ogniwo "osi oporu", czyli sieci pozwalającej wywierać znaczący wpływ na cały region. W konfliktach z Izraelem Hezbollah odgrywa też rolę "podwykonawcy" Iranu.

Strategia Teheranu jest zazwyczaj obliczona na uniknięcie otwartego konfliktu z państwem żydowskim i poleganie na organizacjach będących klientami Republiki Islamskiej. "Grupy te nie tylko mają być przedłużeniem jej wpływów w regionie, ale też bronić interesów (Iranu) i powstrzymywać jakiekolwiek bezpośrednie ataki na irańskie terytorium" - wyjaśniła Yahya.

Kociszewski również uważa, że dla Iranu najważniejsze jest "wyprowadzanie konfliktu poza własne granice", dlatego też posługuje się takimi poplecznikami jak Hezbollah.

Nikt wprawdzie nie jest zainteresowany wybuchem kolejnej wojny Izraela, ale niepopularny i osłabiony politycznie premier Benjamin Netanjahu może chcieć konfrontacji z Hezbollahem, by umocnić swoją pozycję - zaznaczyła Yahya.

Minister w gabinecie wojennym Izraela Beni Ganc powtarza, że granica Izraela z Libanem stanowi obecnie "front operacyjny", który jest "największym i najpilniejszym wyzwaniem" dla izraelskich sił zbrojnych.

Jak dotąd presja dyplomatyczna USA wywierana na Netanjahu pozwalała uniknąć wojny z Libanem, ale przebieg wojny z Hamasem ośmielił Izrael. Siły izraelskie wydały już komunikat zatytułowany "Gotowość do przejścia od defensywy do ofensywy" i przedstawiający stan przygotowań do konfrontacji z Hezbollahem. Być może pytanie nie powinno brzmieć, czy Izrael zaatakuje Liban, ale kiedy to zrobi - przyznała ekspertka Carnegie Endowment for International Peace.

W ciągu minionej dekady Hezbollah szkolił pokrewne organizacje w Iraku i Jemenie, a jego przywódcę, Hasana Nasrallaha, łączą bliskie osobiste relacje z innymi ugrupowaniami powiązanymi z Iranem. Zatem jeśli Izrael zaatakuje Liban, może sprowokować znacznie bardziej zorganizowaną reakcję takich grup niż sama ofensywa w Strefie Gazy. To zaś może doprowadzić do operacji wymierzonych w amerykańskie siły stacjonujące na Bliskim Wschodzie i akcji odwetowych USA - ostrzegła autorka.

Izrael liczy na to, że zagwarantuje sobie bezpieczeństwo poprzez zniszczenie Hamasu i Hezbollahu, ale "w oczywisty sposób rozwiązanie siłowe nie wyeliminuje żadnego z tych ugrupowań (...). Z czasem odrodzą się one, bogatsze o kolejne doświadczenia" - skonkludowała Yahya.