"Irlandczycy pokazali, że wiążą swą przyszłość i przyszłość swoich dzieci z Europą. Chcą, by Irlandia pozostała w sercu Europy" - powiedział irlandzki premier Brian Cowen. Podziękował partiom opozycyjnym, które wsparły rząd w kampanii na rzecz ratyfikacji Traktatu z Lizbony przez Irlandię. Wyraził przekonanie, że "zwycięstwo umożliwiły gwarancje", jakie Irlandia uzyskała od partnerów w UE, dotyczące m.in. neutralności kraju i utrzymania komisarza.
>>> Irlandia jednak wybrała Lizbonę
W Europie dominują radosne komentarze. "Teraz możemy odetchnąć. Potrzebujemy już tylko podpisów prezydentów Polski i Czech" - powiedział były premier Belgii Guy Verhofstadt, obecnie lider frakcji liberalnej w Parlamencie Europejskim. Jego zdaniem dzięki Traktatowi z Lizbony Unia będzie "bardziej polityczna i bardziej demokratyczna".
>>> Z Lizboną będzie nam lepiej
"Jestem zachwycony moim krajem. To wygląda na przekonujące zwycięstwo. To dobre dla Irlandii, gdyż szczerze wierzę w naszą przyszłość w Unii Europejskiej i nie było realnego powodu, by głosować na <nie>" - podkreślił irlandzki minister spraw zagranicznych Micheal Martin.
Lider kampanii na "nie" Declan Ganley, przewodniczący partii Libertas i autor porażki pierwszego referendum przyznał, że tym razem przegrał. "Gratuluję zwycięstwa. To jasne, mamy bardzo wyraźne zwycięstwo obozu na <tak>" - powiedział Ganley w telewizji RTE ONE.
>>> Irlandia ma ważniejsze sprawy niż traktat
Eksperci wskazują, że część wyborców, głosujących rok temu przeciw traktatowi, zmieniła zdanie z powodu kryzysu finansowego i gospodarczego, w którym pogrążył się "celtycki tygrys". Kryzys pokazał, że bez pomocy UE i przede wszystkim Europejskiego Banku Centralnego, który zasilił irlandzkie banki sumą 120 mld euro, Irlandia by sobie nie poradziła.
To było już drugie referendum w sprawie traktatu przeprowadzone w Irlandii. W czerwcu 2008 roku Irlandczycy w plebiscycie odrzucili dokument większością 53,4 procent.