Tę zgryźliwość tłumaczy fakt, że medycy zdają sobie sprawę z tego, iż nieodwołalnie stracili monopol na udzielanie porad zdrowotnych. Jak wynika z raportu firmy badawczej Gemius, już co trzeci polski internauta szuka informacji na temat własnego zdrowia nie w gabinecie lekarskim, ale w sieci.

Reklama

Pacjent stawia diagnozę

– Zawsze wchodzą do gabinetu z ogromną pewnością siebie. Oni przecież już wszystko sprawdzili, przeczytali i doskonale wiedzą, co im jest. A ode mnie chcą tylko potwierdzenia diagnozy – opowiada Sławomir Czachowski, wojewódzki konsultant medycyny rodzinnej z Torunia. Niektórzy już od progu proszą o wypisanie recepty na konkretne lekarstwo, są i tacy, którzy wyciągają z kieszeni kartkę z wydrukowanym z internetu opisem ich domniemanego schorzenia. Zdaniem Czachowskiego 95 proc. tego typu rozpoznań nie ma nic wspólnego z rzeczywistą chorobą. – Z bólu brzucha i lekkiej niestrawności powstaje zaraz teoria o wrzodach i raku żołądka. Kobieta, która ma problemy z nieregularnym okresem, rozpoznaje u siebie nowotwór jajników, a zwykły ból gardła u dziecka to co najmniej angina. No i oczywiście w ostatnich dniach każde kaszlnięcie i kichnięcie to z pewnością świńska grypa – mówi.

To, że temat jest gorący, widać wyraźnie w internecie. Wystarczy wstukać hasło „świńska grypa” w wyszukiwarce, by uzyskać kilkadziesiąt tysięcy odpowiedzi: szczegółowe objawy, metody leczenia i najnowsze informacje o światowej pandemii tej choroby. Na forach trwa ożywiona dyskusja. „Czuję się dość słabo, mam ból głowy i biegunkę. Czy mam się obawiać, że mogę być zarażona?” – pyta internautka o nicku „Słomka” na stronie www.swinska-grypa.org.pl. Na odpowiedź nie musi czekać długo. Robert radzi jej: „Pij mniej piwa”, a inny zapowiada złowieszczo, że chorej wkrótce zaczną odpadać członki. Błyskawicznie też okazuje się, że „Słomka” nie jest jedyną ofiarą straszliwej zarazy. „Ja też chyba ją mam! Wymiotuję, mam gorączkę, ledwo co widzę, kaszel suchy, dławiący, boli mnie każda cząstka ciała” – skarży się „Sharp79”. A u „Ziomka” podobne objawy, wzmocnione jeszcze uczuciem zatkanego ucha, utrzymują się już 3 dni!

Reklama

Profesjonalnej porady brak. Autorzy portalu odsyłają wszystkich spanikowanych do całodobowej infolinii, pod którą dyżury pełnią eksperci Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Kto dzwonić nie chce, musi się zadowolić opiniami internautów. Takimi jak ta: „Moim zdaniem jest to przerażająca choroba, ponieważ już tyle osób umarło. Biorę tabletki ochronne, ale i tak się boję o siebie”.

Internauci radzą

Według raportu Gemiusa oprócz grypy najczęściej wyszukiwane hasła dotyczą chorób skóry, schorzeń kręgosłupa oraz trądziku. Ale w sieci można znaleźć informacje na temat niemal każdej dolegliwości. „Czy propolis ma działanie antygrzybicze?” – dopytuje się na www.bioslone.pl 23-latek, u którego oficjalna medycyna zdiagnozowała refluks. Mężczyzna drobiazgowo opisuje swoje dolegliwości: ból głowy po jedzeniu, ogólne otępienie, flegma ściekająca po tylnej części gardła i biały nalot na języku. „Resztę zachowam dla siebie, gdyż jest to dość osobiste” – dodaje delikatnie, a internauci natychmiast spieszą mu z pomocą. „Ja w chwilach desperacji szoruję język wodą utlenioną zmieszaną z wodą przegotowaną. Nalot pięknie schodzi, na pół dnia...” – pisze „aeidenn”. Inny gość forum radzi choremu, by spróbował balsamu jerozolimskiego albo kapucyńskiego. Dyskusja jest w pełnym rozkwicie, gdy nagle anonimowy użytkownik strofuje domorosłych lekarzy: „Ktoś tu celowo szkodzi pod różnymi ksywkami, aby chorych wywieść w pole. By się nie dowiedzieli więcej na temat przyczyn swoich dolegliwości. Dywersancie, zamilknij, bo niszczysz swoją psychikę i obrażasz innych ludzi” – złości się.

Reklama

Pomocy na www.bioslone.pl szuka też „Tukan”. Chorował już chyba na wszystko: miał swędzącą wysypkę, infekcję grzybiczą, problemy z pamięcią, koncentracją... Na dodatek puchnie mu twarz i kostka prawej nogi, a pod skórą szyi wyczuwa zgrubienia, „niewielkie o nieregularnych kształtach, jak sądzę, powiększone węzły chłonne”. Ponieważ lekarze mu nie pomogli, zaczął szukać zdrowia na własną rękę. Był u bioenergoterapeuty, irydologa, stosował też dietę cytrynową doktora Tombaka, ale bez rezultatów. „Proszę o pomoc, radę” – błaga. I znów odpowiedź nadchodzi szybko. „Myślę, że dobrze trafiłeś, Tukan. Twoje problemy są dla wielu z nas dobrze znane. (...) Wyeliminuj gluten, dzięki temu nie stracisz czasu, a jelita zregenerują się szybciej” – poradził mu usłużnie „Laokoon”.

Lekarze się martwią

Działający w przychodniach lekarze, choć sfrustrowani, nie chcą jednoznacznie potępiać samoleczenia w internecie. Apelują jedynie o rozwagę i krytyczną ocenę polecanych przez internautów metod. Doktor Sławomir Czachowski wspomina nawet, że początkowo był wręcz zachwycony pomocą, jaką może służyć lekarzowi internet. – Kilka lat temu zjawił się u mnie pacjent, który sam zdiagnozował u siebie cukrzycę i rzeczywiście trafił w sedno. Teraz jednak namnożyło się tyle różnych, często szemranych stron i forów, na których ludzie wypisują straszne głupoty, że robią więcej złego niż dobrego – ostrzega.

Podobnego zdania jest dr Michał Feldman z portalu lekarskiego Konsylium24.pl. – Internet to śmietnik, na którym można znaleźć mnóstwo cennych informacji, ale także mnóstwo błędnych. A na forach królują ludzie, którzy uważają, że znają się na medycynie, bo leczą siebie samych i rodzinę. Udzielają porad, które często są niebezpieczne dla zdrowia – twierdzi. I podaje przykład: na forum portalu Gazeta.pl ktoś poskarżył się, że od kilku dni dokucza mu sztywność dłoni. Inni internauci odpisali, by kupił sobie lek na rozrzedzenie krwi, na przykład aspirynę, to ból ustąpi. – A to przecież absurd, bo aspiryna nie rozrzedza krwi, ale może zaszkodzić osobie uczulonej albo z chorobą wrzodową, powodując krwawienia z przewodu pokarmowego. Niestety żaden z internautów nie skorygował tej rady. Wręcz przeciwnie, sugerowali, że można również zastosować etopirynę, bo jest dostępna nawet na stacji benzynowej – opowiada.

Lekarzy smucą także porady w stylu tych, jakich na stronie www.kardiolo.pl udziela „Florian”. „Jako doświadczony badacz i absolwent UJ mogę z całą pewnością stwierdzić, że papierosy nie powodują raka. A wszystkie informacje na ten temat to wymysł żądnych sensacji lekarzy. Więcej przypadków raka niż papierosy powoduje zielona pietruszka” – stwierdza autorytatywnym tonem. I nikt nie wchodzi z nim w dyskusję.

Chorzy chcą wiedzieć

Spora część internetowych pacjentów to ludzie młodzi, dobrze wykształceni i świadomi internetu. – Dla nich jest całkiem oczywiste, by niemal wszystko, w tym także stan własnego zdrowia, sprawdzać w sieci – tłumaczy psycholog internetu dr Michał Parzuchowski. 41-letnia Małgorzata z Warszawy regularnie zagląda do internetu w poszukiwaniu porad dotyczących zdrowia 9-miesięcznej córki. Ma jedną żelazną zasadę: unika dyskusji z innymi użytkownikami forum, bo już w czasie ciąży przekonała się, że większość z nich wygaduje bzdury. – Nigdy nie wchodzę na nieznane fora, nie wpisuję hasła w wyszukiwarce, tylko otwieram zakładkę „e-dziecko” na stronie Gazeta.pl. To forum eksperckie, na którym zgromadzono ogromną liczbę pytań i odpowiedzi – opowiada. Ostatnio szukała tam informacji na temat zapalenia piersi. Była pewna, że właśnie to jej dolega, jednak po wpisaniu objawów dowiedziała się, że chodzi raczej o niewielki zastój pokarmu, na który pomogą okłady z kapusty i częstsze niż zwykle karmienia. – Rzeczywiście, pomogło – mówi.

Małgorzata uświadomiła sobie ostatnio, że ani ona sama, ani żaden z jej znajomych nie dzwoni po radę do matki czy doświadczonej cioci. Wszyscy wolą poprosić o pomoc internet. – Jest bardziej precyzyjny, a poza tym można w nim znaleźć to, czego nie powiedzieli lekarze. A oni często zapominają, że chorzy i ich bliscy bardzo potrzebują informacji – tłumaczy.

To właśnie brak dobrego kontaktu z lekarzem jest jedną z głównych przyczyn, dla których Polacy tak chętnie szukają porad zdrowotnych w internecie. 37-letnia Elżbieta z Krakowa czuła się całkowicie niedoinformowana, gdy 2 lata temu jej synek został potrącony przez samochód i trafił do szpitala z diagnozą: krwiak nadoponowy. – Byłam w panice, a lekarze opiekujący się Kubą niczego mi nie mówili. Dlatego godzinami siedziałam przed komputerem, szukając opisów podobnych przypadków – wspomina.

Internet nie przynosił jej pociechy, bo dostarczał głównie informacji o wszelkich możliwych komplikacjach pooperacyjnych. – Przeżyłam wtedy koszmar, ale nie mogłam oderwać się od komputera – opowiada. Od internetowych diagnoz uzależniła się tak bardzo, że i dziś, gdy coś jej dolega, zasiada przed monitorem i szuka nazwy choroby. – W zeszłą sobotę poszłam z psem na spacer i nagle chwycił mnie potworny ból brzucha. Wróciłam do domu, wrzuciłam w wyszukiwarkę hasło „ostry ból brzucha” i dowiedziałam się, że prawdopodobnie mam raka żołądka. Rak minął, gdy zwymiotowałam źle przetrawioną kolację – śmieje się.

Zdrowi widzą choroby

Każdy niepokojący sygnał swojego ciała dokładnie bada również 35-letni Mateusz, pracownik dużego warszawskiego wydawnictwa. – Potrafię tak przesiedzieć całą noc, sprawdzając, czy wysypka, której dostałem, to trądzik, uczulenie na proszek do prania czy może jednak ciężka choroba. Potem czytam o możliwych skutkach ubocznych lekarstw. Nie mogę przestać. Ciągle kołacze mi w tyle głowy, że lepiej tak starannie się obserwować, niż coś przeoczyć i potem ciężko zachorować – opowiada.

Problem w tym, że – jak mówi Michał Parzuchowski – postawiona w internecie diagnoza jest często mylna. – Zawsze da się znaleźć chorobę, której objawy pasują do tego, jak się w danej chwili czujemy. – A od tego jest już bardzo blisko do cyberchondrii, sieciowej odmiany zwykłej hipochondrii – tłumaczy. Jego zdaniem na to mało jeszcze znane schorzenie psychiczne cierpi już całkiem realnie ok. 5 – 7 proc. polskich internautów.

Doktor Michał Feldman uważa z kolei, że informacje wyszukane w internecie mogą być naprawdę przydatne, pod warunkiem że zostaną właściwie odczytane i zinterpretowane. – W przeciwnym razie grozi nam tzw. zespół studenta trzeciego roku medycyny. Po zajęciach dotyczących chorób większość studentów znajduje u siebie wszystkie omawiane schorzenia. Pamiętam, że z wykładu o nadczynności tarczycy moja koleżanka wyszła zdruzgotana, mówiąc, że cierpi na to schorzenie. Następnego dnia po zajęciach z niedoczynności tarczycy ta sama dziewczyna jeszcze bardziej przerażona oświadczyła, że na nią też cierpi – śmieje się.

Chorzy wstydzą się pytać

Polacy próbują w sieci znaleźć odpowiedzi na pytania, których nie ośmieliliby się zadać w gabinecie. „Ostatnio zauważyłem, że mam krew w spermie. Czy jestem chory?” – pyta zaniepokojony 27-latek. Na innym portalu 21-letni mężczyzna skarży się na problemy z potencją. „Czy viagra pomogłaby mi, żeby ten ptak stał się twardy jak skała chociaż na godzinę? Proszę o pomoc, bo to naprawdę nieoczekiwany cios dla mnie, kocham swoją dziewczynę i nie chcę, by nasz związek się rozpadł z tego powodu”- pisze. Odpisuje mu lekarka, stanowczo odradzając stosowanie viagry. „U młodego i zdrowego mężczyzny to nie jest wskazane” – pisze i sugeruje, by spróbował podejść do sprawy bez stresu, a wtedy wszystko się uda. Bo wbrew pozorom profesjonalistów jest w sieci całkiem sporo. Bezpłatnych informacji medycznych na popularnym portalu PoradnikZdrowie.pl od ponad 4 lat udziela doktor nauk medycznych Krystyna Knypl. Wystarczy kliknąć na zakładkę „pytania” i wybrać interesujące zagadnienie, by otrzymać przygotowaną przez ekspertów poradę.

– Zdarzało się jednak, że wysyłaliśmy odpowiedź w trybie ekspresowym, bo tak nas zaniepokoił opis dolegliwości. Pewien młody mężczyzna napisał, że dzień wcześniej brał udział w bójce, ktoś kopnął go w jądra, które spuchły i bardzo bolą. Poradziliśmy mu, by szybko poszedł do lekarza, bo mogą wystąpić powikłania – opowiada Krystyna Knypl.

Lekarka zwraca uwagę, że wymiana informacji w sieci ma też wymiar psychoterapeutyczny: umożliwia kontakt ludziom, którzy zmagają się z tym samym problemem, od zwykłych pryszczy po bardzo rzadkie schorzenia. Dla tych ostatnich internet bywa zresztą często ostatnią deską ratunku. – Tylko w nim można się dowiedzieć o terapiach, które prowadzi zaledwie kilka osób w Polsce, takich jak integracja strukturalna niwelująca wady postawy, terapia Temprana stosowana w schorzeniach genetycznych i neurologicznych albo słynna na świecie, ale nieznana u nas szerzej terapia Feldenkraisa – mówi refleksolog i pierwszy licencjonowany terapeuta Temprany w Polsce Robert Przybyś.

On sam kilka lat temu chodził od lekarza do lekarza, bezskutecznie próbując się dowiedzieć, skąd biorą się dziwne ataki astmy i dolegliwości gastryczne. Wykonał dziesiątki badań, ale dopiero w sieci dowiedział się, że prawdopodobnie cierpi na grzybicę przewodu pokarmowego. Badanie laboratoryjne potwierdziło diagnozę.

Kto zarabia na zdrowiu?

Eksperci nie mają wątpliwości, że e-leczenie będzie coraz popularniejsze. Choćby dlatego, że w odróżnieniu od publicznej służby zdrowia jest łatwe w obsłudze: nie trzeba stać w kolejkach do rejestracji, a potem przed gabinetem lekarza, wystarczy zasiąść w kapciach przed komputerem. Liczba portali i forów poświęconych zdrowiu systematycznie rośnie, szacuje się, że jest ich już ok. 3 – 4 tys. Jak grzyby po deszczu powstają również e-apteki, już w 2012 r. wartość tego rynku może sięgnąć nawet 2,4 mld zł.

– W Polsce jest wielu graczy, którzy zarabiają na zdrowiu. To firmy farmaceutyczne, producenci sprzętu medycznego, sprzedawcy ziół, lekarze i farmaceuci. Wszyscy oni produkują różne treści i zamieszczają je w internecie, by sprzedać swoje produkty lub usługi. Problem w tym, że te treści często wyglądają bardzo poważnie, ale nie mają żadnego potwierdzenia w wiedzy medycznej – mówi dr Michał Feldman.