Problemy zaczęły się już w poniedziałek wieczorem. Linie British Airways odwołały wszystkie europejskie loty, w tym również do Polski. Wczoraj rano nie było lepiej. Polacy koczowali na lotniskach Heathrow, Luton i Gatwick. Na tym ostatnim został zamknięty jedyny tamtejszy pas startowy, bo służby lotniskowe musiały usunąć z niego warstwę lodu. Z kolei port lotniczy Luton, skąd najczęściej odlatują tanie linie lotnicze, zawiesił na kilka godzin pracę. Nie zostały przyjęte dwa samoloty z Polski.

"Nieco lepiej było na Heathrow. Notowaliśmy pewne opóźnienia, lecz nie były one bardzo dotkliwe" - powiedział Kamil Wnuk, rzecznik prasowy warszawskiego portu lotniczego im. F. Chopina.

Sytuacja zaczęła się uspokajać wczoraj po południu. Lotniska powoli wracały do normalnej pracy: nie odwoływano już lotów, ale obsługa portów musiała rozładować poważnie opóźnione rejsy. Mieszkający na Wyspach Polacy twierdzą, że brytyjskie służby lotnicze zupełnie nie radzą sobie z zimą.

"Już w piątek były problemy na Heathrow i są zawsze, gdy tylko spadnie odrobina śniegu, a temperatura jest ujemna" - opowiada pracujący w Londynie Marek Komm, który do kraju wrócił już w zeszłą sobotę.

Problemy dotknęły nie tylko brytyjskie porty lotnicze. Z powodu oblodzenia pasów startowych na pewien czas zamknięty został berliński port lotniczy Tegel, a przybywające samoloty kierowane były na lotnisko Schoenefeld. Śnieg i zamiecie dały się poważnie we znaki także obsłudze międzynarodowego lotniska Schiphol w Amsterdamie. Tam też odwołano wiele lotów, a około 400 podróżnych musiało spędziło noc na łóżkach polowych.

Katarzyna Krasnodębska z Urzędu Lotnictwa Cywilnego przypomina, że za odwołany lot lub jego opóźnienie pasażerowie mogą domagać się odszkodowania od przewoźnika. Taką procedurę przewiduje bowiem prawo unijne.









Reklama