Dane są alarmujące: jedna trzecia ankietowanych nauczycieli miała kontakt z dzieckiem, które padło ofiarą przemocy domowej. - Takich przypadków jest jednak więcej, bo rodzice którzy katują swoje dzieci, nie wypuszczają ich do szkoły z siniakami. Spokojnie trzymają je w domu, dopóki ślady nie znikną - twierdzi Beata Mirska, szefowa Stowarzyszenia "Damy Radę".

Reklama

Najpowszechniejsze są zwykłe klapsy: w ten sposób karconych jest 70 proc. Ponad połowa pedagogów zna ucznia doznającego przemocy emocjonalnej, np. zastraszania. Tyle samo szacuje, że więcej niż 10 proc. dzieci pada ofiarą wykorzystywania seksualnego. Najbardziej niepokojące jest jednak to, iż tylko 45 proc. nauczycieli twierdzi, że zawsze reaguje, gdy wie lub podejrzewa, iż uczeń jest krzywdzony we własnym domu. Aż 14 proc. przyznało, że nie robi tego nigdy.

Ale w rzeczywistości skala pedagogicznych zaniedbań może być dwukrotnie większa, gdyż aż 21 proc. nauczycieli w ogóle odmówiło odpowiedzi na to pytanie. - To bardzo niepokojący sygnał - komentuje autorka badań Monika Sajkowska. Fundacja "Dzieci Niczyje" systematycznie organizuje dla nauczycieli szkolenia, podczas których przedstawiane są metody walki z przemocą domową. Monika Sajkowska przekonuje, że takie same działania powinny podjąć samorządy, które nadzorują szkolnictwo oraz sami dyrektorzy szkół.

- Chociaż jedna rada pedagogiczna w roku powinna dotyczyć tego, jak reagować na przemoc. Czy nauczyciel ma zgłaszać przemoc sam, czy może powiadomić szkolnego pedagoga albo psychologa? Ważne jest, by nauczyciel miał jasność, jak się ma zachować. I aby wiedział, że szkoła jest po jego stronie i oczekuje, iż będzie reagował na przemoc - mówi Sajkowska.

Reklama

Nauczyciele, którzy przyznali, iż nie reagują na niepokojące sygnały tłumaczyli się w większości "brakiem wiary w skuteczność" swoich działań (26 proc). Jedna czwarta twierdziła, że do reagowania "powołane są inne służby", a co piąty przyznał, że po prostu nie wiedział, jak zareagować. W badaniu Fundacji "Dzieci Niczyje" wzięło udział 189 nauczycieli szkół podstawowych z Warszawy.

- W mniejszych miejscowościach te dane mogą się prezentować jeszcze gorzej - zastrzega Beata Mirska. Jej zdaniem nauczyciele najczęściej nie reagują na przemoc ze zwykłego lenistwa. - Bo musieliby zawiadomić prokuraturę, a obawiają się ciągania po sądach i konfliktów z rodzicami - wylicza szefowa stowarzyszenia "Damy Radę".

Rzeczywiście, z ankiety wynika, że nauczyciele bardzo rzadko powiadamiają prokuraturę o podejrzeniu przemocy. W 2009 roku zrobiło to jedynie 3 proc. ankietowanych przed fundację. Kolejne 7 proc. zgłosiło sprawę do sądu rodzinnego, 13 proc. do ośrodków pomocy społecznej.

Problem ma rozwiązać nowelizowana właśnie ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. - Nakłada ona na nauczycieli obowiązek reagowania na wszelkie przejawy domowej przemocy. Jeśli tego nie robią, to tak, jakby lekarz sprzeciwił się przysiędze Hipokratesa - mówi posłanka PO Magdalena Kochan, która koordynuje prace nad nowelizacją ustawy. W projekcie ustawy nie przewidziano jednak sankcji dla nauczycieli, którzy nie zareagują, gdy dzieje się coś złego. - Sama się zastanawiam, czy to dobrze. Będziemy obserwować, jak przepisy sprawdzą się w praktyce - dodaje Kochan.