Postawiony w ostatnich dniach zarzut dla Z. dotyczy przestępstwa trwałego uchylenia się od służby wojskowej przez opuszczenie jednostki lub wyznaczonego miejsca przebywania, lub pozostawania w takim celu poza nimi. Grozi za to od 3 miesięcy do 5 lat więzienia - mówi pułkownik Ireneusz Szeląg, wiceszef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Reklama

Od początku śledztwa w sprawie zaginięcia szyfranta policja przyjmowała trzy scenariusze - został zamordowany przypadkowo, popełnił samobójstwo lub obce służby, dla których mógł pracować, wywiozły go za granicę.

Stefan Z. i jego doświadczenie zdobyte w czasie służby w wywiadzie mogły być bardzo cenne dla innych krajów. Chorąży znał bowiem szyfry używane do kodowania dokumentów i meldunków. Jak ustalił DZIENNIK, szkolił poza tym tak zwanych nielegałów, czyli oficerów służb wysyłanych za granicę. To z kolei oznacza, że w razie zdrady szyfranta nasi agenci mogli znaleźć się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

DZIENNIK jako pierwszy ujawnił sprawę zaginięcia Stefana Z. Ustaliliśmy wówczas także między innymi, że szyfrant korzystał z pomocy psychologa. "Nic nie wskazuje, aby chorąży nadal żył. Cierpiał na depresję, a jego wiedza jest niebezpieczna dla państwa" - mówił DZIENNIKOWI w lipcu 2009 szef kolegium do spraw służb specjalnych Jacek Cichocki.

Potem okazało się również, że na koncie zaginionego wojskowego jest kilkaset tysięcy złotych, których nikt do tej pory nie próbował podjąć. Szyfrant przepadł jak kamień w wodę.

Chorążego nie da się przesłuchać, więc śledztwo w jego sprawie będzie wkrótce zawieszone.