Chodzi o uregulowanie spraw dotyczących lotnictwa policji, straży granicznej, straży pożarnej i wojska. "Czyli około 400 jednostek latających, w tym 31 podległych naszemu resortowi" - mówi urzędnik MSWiA.

Wśród tych należących do wojska jest również około 20 maszyn, którymi dysponuje 36. Specjalny Pułk Lotnictwa zajmujący się obsługą lotów VIP-ów. Gdyby taka ustawa była gotowa wcześniej, jej przepisy objęłyby również pilotów prezydenckiego Tu-154M. "Podlegaliby pod cywilne standardy bezpieczeństwa, które są znacznie wyższe" - mówi nam doświadczony pilot. Przypomina, że ostatnia katastrofa cywilnego samolotu miała miejsce w 1987 roku. A armia tylko w ostatnich czterech latach zaliczyła czarną serię wypadków: od Casy i Bryzy po śmigłowiec Mi-24 i Tupolewa.

Reklama

Poprzednie próby ujednolicenia przepisów przepadły przez kwestię sprawowania nadzoru technicznego nad maszynami. Kością niezgody była też konieczność certyfikowania policyjnych czy wojskowych pilotów w cywilnym Urzędzie Lotnictwa Cywilnego (ULC). Emerytowany pilot z 36 SPLT tłumaczy, że wojsko trzyma w garści swoich pilotów, gdyż nie mają oni cywilnych certyfikatów i tylko dlatego nie uciekają masowo zaraz po nabyciu praw do emerytury. "Z drugiej strony ULC nie uznaje wojskowych certyfikatów, bo ma je za znacznie gorsze, a na kursach zarabia ogromne pieniądze" - mówi nasz rozmówca.

W efekcie wojskowi piloci są szkoleni inaczej niż cywilni. I są bardziej skłonni do podejmowania ryzyka. W zgodnej opinii wielu naszych rozmówców żaden przeszkolony kapitan cywil nie próbowałby nawet lądować w Smoleńsku 10 kwietnia. Bo widoczność była mniejsza niż minimalna dozwolona. A piloci wojskowi są uczeni na wypadek wojny, by lądować i startować w każdych warunkach.

Reklama

"W nowej ustawie może będzie trzeba zdjąć z wojska obowiązek przewożenia VIP-ów" - zastanawia się wysoki rangą urzędnik MSWiA. Wówczas jednak pojawi się problem związany z tajemnicą państwową oraz lotami np. do Afganistanu.