Ten przystojny, wysportowany i nieżonaty 44-latek to drugi najbogatszy człowiek w Rosji. Ma jeszcze wiele niespotykanych cech: robi akrobacje na nartach, podobno nigdy nie spróbował wódki, nie nosi telefonu komórkowego, na biurku nie ma komputera. Przypadki, kiedy wszedł do internetu, może policzyć na palcach jednej ręki, co nie przeszkadza mu prowadzić bloga. Po prostu wręcza asystentce kartki z notatkami. W biznesie też radzi sobie nietypowo – globalny kryzys nie przeszkodził mu, a nawet pomógł w pomnożeniu majątku szacowanego dziś na 17,8 mld dolarów.

Reklama

Od kilku miesięcy Prochorow to także jedno z najgorętszych nazwisk w Nowym Jorku. We wrześniu zeszłego roku zgodził się zapłacić gigantowi w branży nieruchomości Bruce’owi Ratnerowi 200 mln dolarów za 80 procent udziałów w drużynie, która odnotowała właśnie jeden z bardziej katastrofalnych sezonów w historii NBA. Teraz razem, drużyna i Prochorow, mają wkroczyć na nowojorskie salony – teren wciąż niezdobyty przez biznesmenów z Rosji. Team przenosi się z prowincjonalnego New Jersey na Brooklyn, gdzie powstaje dla nich hala warta miliard dolarów. Akcja planowana od sześciu lat przeciąga się z powodu kryzysu i protestów mieszkańców tych terenów. Prochorow marzył o lepszej dzielnicy – Manhattanie. Musiał się jednak pogodzić z faktem, że zespół New York Knicks, grający w legendarnej Madison Square Garden, nie był na sprzedaż. Tak czy inaczej, jako pierwszy cudzoziemski właściciel w NBA ma szansę stać się gwiazdą. Przynajmniej na równi z LeBronem Jamesem czy Dwyane’em Wade’em, których chciałby ściągnąć do Netsów.

– Prochorow ma wystarczająco dużo pieniędzy, żeby kupić każdy team w NBA, zapełnić go największymi gwiazdami, a potem zabrać w rejs dookoła świata swoim 60-metrowym jachtem – napisał dziennikarz „The New York Times”. Ta wizja daje przedsmak oczekiwań, jakie budzi wejście w sportowy biznes człowieka z wyobraźnią i nieskończenie głębokim portfelem. Tym bardziej że po 70 porażkach Netsów na 82 mecze sezonu ich nowy właściciel stanie przed wielkim wyzwaniem. Prochorow czuje się w tej sytuacji jak ryba w wodzie. – Teraz jest już tylko droga w górę. Lubię tanio wyszukiwać cenne atuty z problemami. To daje mi władzę – mówi Rosjanin.

Marzenie chłopca z komunałki

W NBA nie da się prowadzić zespołu metodą, którą inny rosyjski miliarder, Roman Abramowicz, stosuje w Chelsea, klubie z angielskiej Premiership. Sprowadza do niej kolejne gwiazdy i podsuwa im gigantyczne kontrakty – wpompował już w nie 700 mln funtów. Prochorow robił to samo, będąc kilka lat temu właścicielem moskiewskiej drużyny koszykówki CSKA. Jednak w NBA obowiązują ścisłe limity płac (salary cap), więc kuszenie graczy niebotycznymi wynagrodzeniami nie wchodzi w grę. Tę zasadę wprowadzono po to, by najwyżej opłacanych, najlepszych graczy nie było za wielu w jednym teamie.

Reklama

>>>Czytaj dalej>>>



Reklama

Nie znaczy to jednak, że pieniądze nie pomogą Netsom. A już prawdziwe cuda może zdziałać mieszanka pieniędzy i barwnej osobowości Prochorowa. Nasuwa się porównanie z najbardziej wyrazistym spośród właścicieli teamów, Markiem Cubanem. Ekscentryczny miliarder (choć znacznie biedniejszy niż Rosjanin) stał się sławny, kiedy w 2000 r. kupił zespół Dallas Mavericks. Żadne wydatki nie były dla niego zbyt wyrafinowane – nowa hala z kapiącymi od luksusu szatniami, siłownia w należącym do teamu samolocie, nawet ławkę rezerwowych zamienił w wyściełane skórą fotele. Rozpieszcza graczy bez umiaru. Mavericks to jedyna drużyna zatrudniająca na stałe psychologa i rozbudowany zespół trenerów. Efekty widać na parkiecie. Sam Cuban jest ich największym kibicem, obecnym na każdym meczu. Słynne są jego widowiskowe kłótnie z sędziami. Nakładane na niego kary płaci chętnie i podobno podwójnie – drugie tyle na cel charytatywny.

Prochorow też jest pasjonatem koszykówki – w szkole sam grał. W luksusowym moskiewskim biurze ma zainstalowany kosz.

– Będę jedynym właścicielem drużyny NBA, który sam potrafi zapakować piłkę z góry – chwalił się reporterowi. Musiał zapomnieć o Michaelu Jordanie, który ma udziały w Charlotte Bobcats.

Kupując drużynę, Prochorow spełnia marzenie chłopca z komunałki, któremu nawet nie śniło się, że z bliska zobaczy amerykańskiego koszykarza. Ale czy tylko tyle?

– Tu chodzi o otwarcie biznesowych możliwości w USA – przyznaje magnat w wywiadzie dla „Bloomberg Magazine”. – Kiedy będę chciał zrobić tam coś innego, ludzie nie będą pytać, kim jestem. Pomyślą: to właściciel Netsów.

Prochorow zaczynał od handlowania dżinsami pod koniec lat 80. W Rosji szalała pieriestrojka, ludzie zapragnęli wyglądać po zachodniemu. Prochorow najpierw sam prał dżinsy razem z kamieniami, na każdej parze wytworzonych w ten sposób marmurków zarabiał 14 rubli. Z czasem wynajął część pralni na przedmieściach Moskwy, a w końcu zatrudniał w swoim dżinsowym biznesie 300 osób. Wciąż był studentem moskiewskiego Instytutu Finansowego. Za zarobione w ten sposób pieniądze kupił ładę żyguli. – Pierwszy raz w życiu pieniądze sprawiły mi wtedy przyjemność. Niczego nie da się porównać z tym uczuciem – mówił Prochorow.

Cztery lata później był już współwłaścicielem prywatnego banku – założył go z późniejszym długoletnim partnerem biznesowym Władimirem Potaninem. Przejęli klientów podupadającego banku państwowego, gdzie po studiach Prochorow zaczynał karierę. Dzięki galopującej inflacji zarabiali krocie na transakcjach walutowych.

>>>Czytaj dalej>>>



Epizod w biznesowym portfolio

Prawdziwą drogę do eldorado otworzył przed nimi jednak dopiero kryzys rządu Borysa Jelcyna, który w zamian za pożyczki dawał dostęp do państwowych przedsiębiorstw. W ten sposób Prochorow wszedł w branżę metali szlachetnych. Norylskie kopalnie niklu – dawna kolonia karna, potem zadłużony, niewydolny moloch – kosztowały go setki milionów, odpowiednio zarządzane przyniosły miliardy. Pieniądze poszły między innymi na inwestycje w kopalnie złota.

Pochłonięty pracą Prochorow na jakiś czas zapomniał o czerpaniu przyjemności z pieniędzy. Obracał miliardami, a jeszcze pięć lat temu mieszkał w 45-metrowym mieszkaniu po rodzicach razem ze starszą siostrą Iriną – redaktorką w czasopiśmie literackim.

W końcu jednak i jego wciągnęły luksusowe obyczaje nowych ruskich. W 2007 r. wybrał się z grupą przyjaciół do kurortu Courchevel, gdzie rosyjska elita finansowa tradycyjnie spędza Nowy Rok, wydając wystawne przyjęcia.

Pewnego poranka francuska policja wtargnęła do pokoju hotelowego, gdzie zastała Prochorowa z grupą młodych kobiet. Został zatrzymany za stręczycielstwo i spędził w areszcie cztery dni. Z całą pewnością było to jedno z wydarzeń w jego życiu, któremu w ostatnich miesiącach uważnie przyglądał się zarząd NBA – zgodę na każde przejęcie musi wydać trzy czwarte spośród 30 właścicieli teamów.

Dziś opowiadając o tym w wywiadach, Prochorow może obracać całą sprawę w żart. – Pytałem policji, czy na pewno nie pomyliła pokoi – mówił biznesmen, któremu ostatecznie nie postawiono żadnych zarzutów. Doczekał się za to przeprosin. Niesmak jednak pozostał. Po powrocie do Rosji usłyszał od Potanina – partnera z politycznymi aspiracjami – żądanie wycofania się ze wspólnego biznesu. W kwietniu 2008 r., zanim rozszalał się globalny kryzys, Prochorow sprzedał swoje 25 procent udziałów w konsorcjum niklowym za 7 mld dolarów. Osiem miesięcy później te same akcje były warte o 71 procent mniej. Kiedy inwestorzy na całym świecie opłakiwali gigantyczne straty, on zastanawiał się, jak ulokować gotówkę. Znów trafił w dziesiątkę – zwiększył swoje zaangażowanie w kopalnie złota i aluminium, na krótko zanim świat docenił tradycyjne, bezpieczne inwestycje. Cena kruszcu poszybowała o 50 procent.

Inwestycja Rosjanina w NBA z pewnością przyniesie mu rozgłos, ale w jego biznesowym portfolio to tylko epizod. Niedawno ogłosił, że kolejne 200 mln dolarów zainwestuje w prototyp hybrydowego samochodu o napędzie elektrycznym. Dostał nawet zgodę Władimira Putina na budowę fabryki we współpracy z państwowym producentem samochodów AvtoVAZ. Zwrot ku ekologicznym technologiom wydaje się dość zaskakujący jak na magnata, który zbił majątek na eksploatacji surowców naturalnych. Ale Prochorow nieraz już pokazał, że wie, co robi.