"Kancelaria Prezydenta nie dysponuje środkami logistycznymi pozwalającymi na przewóz. Myśmy zaprosili osoby do delegacji, ale kancelaria nie ma wpływu na wybór środków transportu, dysponuje nimi kancelaria premiera. Prezydent nie zaprosił oficjeli na pokład samolotu" - powiedział kilka dni temu Witold Waszczykowski w "Faktach po Faktach" w TVN.

Reklama

>>>"Klich wiedział, kto leci z prezydentem"

"Gdyby w przeddzień wylotu okazało się, że dostępne są jedynie dwa Jaki, to lista osób musiałaby zostać skrócona" - mówił Waszczykowski.

Dodał, że "służby, które chronią prezydenta powinny zareagować, aby taka sytuacja nie miała miejsca".

Tymczasem Jacek Sasin z Kancerlarii Prezydenta powiedział dzisiaj w RMF FM, że wysłano listy osób z podziałem na samoloty do podległego ministerstwu dowództwa sił powietrznych i do 36. pułku.

Te instytucje musiały wiedzieć, że dziennikarze lecą jakiem, a cała delegacja w tym wszyscy dowódcy - tupolewem - stwierdził Jacek Sasin.



Reklama

"Ministerstwo Obrony Narodowej miało pełną świadomość, kto leci z panem prezydentem z dowódców wojskowych i to jest poza dyskusją, w jaki sposób odbywa się ten transport" - powiedział w RMF FM. Sasin stwierdził, że już samo zaproszenie do składu delegacji oznaczało, iż generałowie będą towarzyszyć prezydentowi także w trakcie lotu do Katynia.

"Szef MON Bogdan Klich wiedział o zaproszeniu najwyższych dowódców do Katynia, ale nie wiedział, czy mają podróżować jednym samolotem, czy oddzielnie" - tłumaczy z kolei rzecznik MON Janusz Sejmej.

>>>Wyjazd dowódców do Katynia. Klich wiedział

Reklama

17 marca Władysław Stasiak poinformował szefa MON, że prezydent zamierza zaprosić do Katynia najważniejszych dowódców naszej armii. "Zgoda, zwłaszcza, że ja też się wybieram" - podpisano B. Klich - cytował treść pisma portal tokfm.pl.

Potem MON wysłało do generałów pismo z "z uprzejmą prośbą o realizację". "Nosi datę 23 marca i jest podpisane przez zastępcę dyrektora sekretariatu Ministra Obrony Narodowej płk Piotra Nideckiego" - czytamy w portalu tokfm.pl.

"Minister mówił o tych dokumentach - informacji o zamiarze zaproszenia dowódców - od początku. Nie ma tu żadnej rewelacji. Zgodził się, tym bardziej, że sam się wybierał do Katynia. Ciężka choroba matki spowodowała, że nie pojechał i zastąpił go świętej pamięci wiceminister Stanisław Komorowski. Zgoda jest oczywista, zawsze tak postępował wobec pism z Kancelarii Prezydenta" - powiedział Sejmej.

"Inną sprawą są dokumenty, wysłane już bez naszej wiedzy bezpośrednio do dowódców, że prezydent zaprasza ich na pokład samolotu - tej informacji nie było w piśmie z prośbą o zgodę na wyjazd dowódców, którzy - o czym nie wiedzieliśmy - dostali także indywidualne zaproszenia" - dodał rzecznik. "Ta niewiedza, że będzie to jeden samolot, nie jest naszą winą. Różne kancelarie różnie planują takie przeloty" - zaznaczył.