Dziewczynki nie przeżyły przeprawy przez zieloną granicę, zmarły w lesie z wycieńczenia. Teraz wrócą w białych trumienkach do rodzinnego miasta, do ziemi, z której chciała wyrwać je mama...



Kamisa D. przedzierała się przez granicę polsko-ukraińską w okolicach Wołosatego. Szła z trzema córkami i dwuletnim synkiem Magometem na Słowację, by tam spotkać się z rodziną. Ale jej dziewczynki nie wytrzymały trudów podróży, a matka musiała pochować je pod liśćmi paproci i iść dalej, by ocalić wszystko, co jej zostało - maleńkiego Magometa. Wreszcie po kilku dniach tułaczki natknęła się na polską straż graniczną. Wycieńczona kobieta z synkiem trafiła do szpitala. Z Ukrainy przyjechał jej mąż, Khanpasha, by pocieszać ją w bólu i straszliwej rozpaczy.



Reklama

Ale nawet po śmierci małe Czeczenki nie mogły zaznać spokoju. Nie pozwolili na to polscy biurokraci, którzy sprawili, że karawan z ciałami błąkał się po Warszawie w poszukiwaniu kostnicy, która przyjęłaby ciałka niewinnych dziewczynek... Potem trzeba było załatwiać formalności, a każdy dzień opóźnienia był jak sztylet wbijający się w serce zrozpaczonej rodziny. Bo w islamie zmarłych trzeba pochować jak najszybciej - pogrzeby odbywają się dobę po śmierci. Zrozpaczeni rodzice już nigdy nie zaznają spokoju. A dodatkowo świadomość, że jej córki nie spoczęły jeszcze na ojczystej ziemi, to dla Kamisy i Khanspashy dodatkowy wielki ciężar. Jakby było mało tego bólu...

Wczoraj w Warszawie dopięto formalności. Skończyło się załatwianie dokumentów i maleńkie ciałka zostały zabalsamowane i przygotowane do dalekiej podróży. Ostatniej.

Po południu pod rosyjski konsulat podjechał ogromny czarny karawan. W jego strasznym, ciemnym wnętrzu na specjalnych półkach leżały maleńkie, białe jak śnieg trumienki. Khanpasha prosił, by były białe i zrobione na wymiar, żeby jak najbardziej przypominały tradycyjny muzułmański całun, w którym chowa się zmarłych...

Tak jak wtedy w lesie, Hawa, Elina i Sieda leżały koło siebie. Tak jak wtedy, wokół panowała przerażająca cisza. Rosyjscy urzędnicy wyciągali jedna po drugiej drewniane skrzynie z karawanu. Dokonano odprawy konsularnej zwłok i zaplombowano trumny. Po chwili czarne auto odjechało spod konsulatu.

Reklama

Karawan długo przedzierał się przez zakorkowaną stolicę. Wreszcie dotarł na lotnisko Okęcie. Tam, w portowym magazynie, dzieci spędziły ostatnią noc w Polsce.

Khanpasha i Kamisa są dalej w Polsce, czekają na przyznanie statusu uchodźcy. Serce okazała im Pierwsza Polska Dama. "W tej szczególnej sytuacji sądzę, że procedura przyznania statusu będzie przyspieszona" - powiedziała "Faktowi" Maria Kaczyńska. Zapewniła też, że zrobi wszystko, by Kamisa z mężem i synkiem znaleźli spokój w godnych warunkach.

Dziś samolot z trumnami na pokładzie odleci do Moskwy, stamtąd do Czeczenii. W Szali, rodzinnym mieście Kamisy i Khanpashy, pochowa je pogrążona w bólu rodzina.