Dorosły mężczyzna o wzroście 175 centymetrów ważył 40 kilogramów - tak zapamiętano go w szpitalu. Kości obciągnięte skórą - mówili lekarze. Nic nie mówił, na pytania odpowiadał kiwnięciem głowy - pisze "Tygodnik Powszechny", odtwarzając tragiczną historię człowieka, który w areszcie zagłodził się na śmierć.

Reklama

Nie jadł cztery miesiące

"To straszna sprawa. Nie przejęto się nim. Nie zrobiono wszystkiego, żeby mu pomóc" - opowiada jedna z osób, które miały styczność z Rumunem. "Ten człowiek nie chciał pomocy. To, co wyprawiał, było jakimś dziwnym, uporczywym brnięciem w niewinność" - dodaje druga.

Caludiu Crulic i jego przyjaciółka Lice zostawili w Rumunii małe dzieci. W Polsce imali się różnych zajęć. Policja dobrze ich znała. Notowała za drobne kradzieże.

Dramat Crulica i jego przyjaciółki Lice zaczął się we wrześniu 2007 roku. Oboje trafili do aresztu, bo policja uznała, że to oni dwa miesiące wcześniej okradli w sklepie sędziego z żoną. Kilka dni po aresztowaniu na biurku naczelnika krakowskiego aresztu przy ulicy Montelupich znalazł się list, w którym Claudiu informował, że zaczyna głodówkę. To był protest. Mężczyzna przekonywał, że jest niewinny.

Uparty więzień dotrzymał słowa. Odmawiał jedzenia. Przez to już na przełomie października i listopada trafił do szpitalnego więzienia. 3 stycznia - jak wynika z akt sprawy - Crulica przyniesiono na noszach do szpitala. Lekarze napisali, że więzień jest w złym stanie, wyniszczony i odwodniony - czytamy w "Tygodniku Powszechnym". Pozwolili na leczenie w szpitalu więziennym.

Na ratunek było za późno

Reklama

14 stycznia - po czterech miesiącach głodówki - sąd zgodził się na badanie krwi głodującego i przymusowe karmienie go przez sondę. Za późno. Gdy Claudiu Crulica trafił do szpitala MSWiA, było już za późno na ratunek. Mężczyzna umarł z wycieńczenia.

Od września do stycznia sądy, prokuratura i areszt nie wykazywały zainteresowania więźniem - pisze tygodnik. Papiery jego sprawy przekładano z biurka na biurko. Gdy zmarł, szpital wezwał z Rumunii matkę Crulica. Kobieta nie rozpoznała zniszczonego głodówką ciała syna.

"Postępowanie wyjaśniające prowadzi areszt przy Montelupich. Ale nie wykluczamy, że sprawą zajmie się Centralny Zarząd Służby Więziennej" - mówi dziennikowi.pl rzeczniczka Służby Więziennej, Luiza Sałapa.