To właśnie problemy zdrowotne peerelowskiego ministra spraw wewnętrznych spowodowały, że jego sprawę wyłączono do osobnego procesu w 1993 roku. Od tego czasu odbyły się już dwa procesy - ten jest trzeci. Prawomocnego wyroku jak nie było, tak nie ma.

Dziś świadkiem był 83-letni generał Władysław Ciastoń, który był w 81 roku zastępcą Kiszczaka. Oczywiście bronił swojego przełożonego. Twierdził, że Kiszczak nie tylko nie zezwolił na użycie broni, a nawet zakazał strzelać do górników.

Reklama

Ciastoń tłumaczył, że ówczesny komendant milicji w Katowicach Jerzy Gruba zadzwonił potem i powiedział, że mimo zakazu użycia broni padły strzały i są ofiary śmiertelne. Według niego, "milicjanci strzelali w obronie własnej, bo ich życie było zagrożone".

Kolejna rozprawa ma się odbyć za dwa tygodnie. I zapewne się odbędzie, nawet jeśli Kiszczak znów nie przyjdzie. Sąd uznał dziś bowiem "społeczną konieczność kontynuowania procesu i zakończenia go w rozsądnym terminie". A pobyt generała w sanatorium - zdaniem sądu - nie usprawiedliwia jego nieobecności na rozprawie.

16 grudnia 1981 roku oddziały ZOMO spacyfikowały strajkującą od rozpoczęcia stanu wojennego kopalnię "Wujek". Od kul zginęło dziewięciu górników, a kilkudziesięciu zostało rannych.