Strajkujący zapowiadają, że teraz trwający od 34 dni protest może się jeszcze rozszerzyć. Kością niezgody są stawki proponowane przez władze spółki, które zdaniem związkowców są za niskie.

Reklama

"Górnicy z <Budryka> o własnych siłach kopalni nie opuszczą. Jeśli dzisiaj zaduszą nas, jutro zaduszą każdego z was" - napisali strajkujący w oświadczeniu.

Protestujący chcą zarabiać co najmniej tyle, ile w najgorzej opłacanej kopalni JSW - "Krupiński". Spółka wyliczyła, że spełnienie tych żądań oznaczałoby dodatkowy wzrost wynagrodzeń o 8,4 tysiąca złotych na jednego pracownika rocznie, czyli średnio około 700 złotych na osobę miesięcznie.

Natomiast przyjęcie przez protestujących propozycji JSW - jak tłumaczył jej prezes, Jarosław Zagórowski - oznaczałyby wzrost średniej miesięcznej płacy w 2007 roku o około 760 złotych oraz dalszy wzrost w 2008 roku średnio o około 490 złotych miesięcznie. Górnicy z "Budryka" zarabialiby wtedy więcej niż np. w Kompanii Węglowej.

Protestujący kwestionują te wyliczenia. Propozycję nazwali "lekceważącą i nonszalancką". Jak mówili, protest w "Budryku" to nie "strajk o jakieś jednorazówki, ale o przyszłość na lata".

"Uważam, że zarząd JSW wykorzystał wszelkie sposoby dojścia do konsensusu po to, by ludzie pracujący w kopalni <Budryk> mogli spokojnie pracować i zarabiać pieniądze na utrzymanie swoich rodzin" - ocenił prezes, uznając jednak tzw. siłowy wariant przerwania strajku za niewykonalny i niebędący w gestii zarządu JSW.

Nie wiadomo czy i kiedy rozmowy zostaną wznowione.

Protest w "Budryku" prowadzą związki "Kadra", "Sierpień 80", Jedność Pracowników "Budryka" i Związek Zawodowy Ratowników Górniczych. Pozostałe organizacje akceptują propozycje zarządu i nie popierają strajku.