Kierownictwo wyprawy podjęło trudną decyzję o skróceniu poszukiwań o trzy dni i powrocie do Polski, jeśli prognozy się potwierdzą. "Wiatr może wiać z prędkością nawet 75 km/h, to niebezpieczne dla członków wyprawy. Nie możemy ryzykować" - mówi DZIENNIKOWI rzecznik wyprawy Wojciech Godlewski.

Reklama

Wyjściem z sytuacji byłoby przeczekanie sztormu w jednym z portów. Ekipa zrezygnowała jednak z takiego rozwiązania - rejs do najbliższego portu i z powrotem trwałby zbyt długo, okręt badawczy "Imor" jest wynajęty do niedzieli 13 sierpnia.

To już kolejny raz, kiedy pogoda utrudnia zadanie członkom wyprawy - w piątek silny sztorm i trzymetrowe fale uniemożliwiły poszukiwaczom przeczesywanie dna Morza Północnego. Również wczoraj rano wzburzone morze wstrzymało poszukiwania na kilka godzin.

Jednak poszukiwania utrudnia nie tylko pogoda - po ponad tygodniu badań okazało się, że historyków i nurków z Morskiej Agencji Poszukiwawczej zawiodły archiwalne dokumenty odnalezione w archiwach polskich, angielskich i niemieckich, a raczej wiara w to, że wrak leży na nierozpoznanym przez aliancką marynarkę polu minowym 16B rozstawionym przez Niemców u południowo-zachodnich wybrzeży Norwegii. Wczoraj okazało się, że się mylili - wiadomo już z pewnością, że we wskazanym rejonie wraku nie ma.

Reklama

Przeczesanie dna morza w rejonie, w którym w 1940 r. ułożone były miny, przyniosło marne efekty. Za pomocą spuszczanego z pokładu „Imora” sonaru udało się odnaleźć jedynie rozerwany przez miny drobnicowiec, na który już wcześniej natknął się statek hydrograficzny Marynarki Wojennej "Heweliusz". Naukowcy przyznają, że są zawiedzeni. "To znacznie mniej, niż się spodziewaliśmy. Poruszaliśmy się po obszarze niegdyś naszpikowanym minami, a mimo to natrafiliśmy tylko na ten wrak" - mówi DZIENNIKOWI szef wyprawy Krzysztof Piwnicki.

Dlatego wczoraj ekipa zmieniła rejon badań i przepłynęła kilkanaście mil dalej w kierunku południowo-zachodnim. Prawdopodobieństwo znalezienia zatopionego okrętu jest tam mniejsze, ale nadal wysokie. "<Orzeł> mógł przecież z nieznanych przyczyn trochę zboczyć z kursu" - mówi Wojciech Godlewski. Przyznaje jednak, że wśród członków ekipy nastroje są minorowe. "Walczą ze wszystkich sił, by nie ulec frustracji" - mówi. "Imor" będzie kontynuował badania do czwartku rano.