Napisy, które tłumaczą dialogi w filmach, są nie tylko łatwe do wprowadzenia, ale również tanie - mówi DZIENNIKOWI jeden z głównych dystrybutorów zagranicznych filmów. Według Jacka Szumlasa, szefa firmy Solopan, to radziecki dubbing i związana z nim infrastruktura tłumaczeniowa naprawdę dużo kosztują.
Jeden z mitów na temat napisów głosi, że produkcja tego typu tłumaczenia jest droższa niż nagranie lektora. Między innymi na ten właśnie powód powołują się telewizje, podkładając monotonny męski głos nałożony na oryginalną ścieżkę dźwiękową obcojęzycznych filmów. Tymczasem, jak twierdzi nasz rozmówca, to argument fikcyjny - 95 proc. filmów jest dostarczana odbiorcom z przetłumaczonymi napisami, a więc ich wprowadzenie nie wiąże się z dodatkowymi kosztami.
ILONA BLICHARZ: Jak się robi napisy do filmów?
JACEK SZUMLAS: Każdy film ma gotową listę dialogową i wersję roboczą z dokładnym wytłumaczeniem sensu, idiomów, elementów gwarowych czy slangu zawartych w dialogach. Lista jest przygotowana w języku oryginalnym, dystrybutor tłumaczy ją na polski i dołącza do filmu. Napisy są gotowe, wystarczy tylko użyć programu komputerowego, wytłoczyć na filmie i można wyświetlać.
Gdyby telewizje wprowadziły napisy, poniosłyby dodatkowe koszty?
Dopłacać trzeba do lektora. Natomiast 95 proc. dystrybutorów dostarcza odbiorcom za darmo przetłumaczone napisy. Jednak np. TVP z takiego tłumaczenia nie korzysta, bo przecież kilkadziesiąt zatrudnionych tam osób musi nad czymś pracować. Robią własne tłumaczenie, a później dają lektorowi do przeczytania. Takie działanie to marnowanie pieniędzy, czasu i wartości filmu.
Trudno jest przekonać telewizje do puszczenia niektórych filmów w oryginalnej wersji?
Bardzo trudno. My mamy z tym często poważne problemy, bo są reżyserzy, choćby Jim Jarmusch czy Steven Spielberg, którzy w umowach z dystrybutorem zastrzegają sobie, że ich filmy mogą być tylko dubbingowane lub z napisami. O lektorze nie ma mowy, więc w takich sytuacjach z telewizjami zawsze jest wojna, bo one tego nie rozumieją.
W czym przeszkadza lektor?
Nie po to reżyser starannine dobiera aktorów i dopracowuje dialogi, żeby ot tak je zagłuszać. Są aktorzy, których głos jest jednym z ich podstawowych atutów, jak Marlon Brando, Jack Nicholson czy chociażby Stanisław Tym, a dialog jest ściśle połączony z głosem. Spójrzmy choćby na film "Milczenie owiec” - ile straciłby ze swojego dramatyzmu, gdyby nie było w nim charakterystycznego głosu Anthonego Hopkinsa?
Telewizje jednak twierdzą, że nie wyświetlają filmów z napisami, bo widzowie nie chcą ich oglądać?
Popularność kin, w których nie ma filmów z lektorem pokazuje, że jednak są osoby ceniące sobie oryginalną wersję filmu. Przyznaję, że masowy odbiorca jest do lektora po prostu przyzwyczajony, ale to nawyk z komuny. Wtedy chodziło o to, żeby ludzie nie uczyli się języków, nie podróżowali po cywilizowanym świecie i telewizja była tak robiona, żeby tych potrzeb nie rozbudzać. Płacimy za tę politykę do dziś, Polacy przyzwyczaili się już do lektora, który chodzi za nimi po całym mieszkaniu i nie zmusza do tego, żeby skupili się nad filmem. Jednak nowe pokolenie ma już inne podejście.
* Jacek Szumlas - prezes pierwszego niezależnego dystrybutora filmów w Polsce Solopan, który sprowadza do Polski filmy takich reżyserów jak Robert Altman, Emir Kusturica, bracia Coen, Bernardo Bertolucci, David Lynch, Jim Jarmusch, Pedro Almodovar czy Eric Zonca.