Dwa miliony złotych odszkodowania - tyle od ministra zdrowia, wojewody mazowieckiego i Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego domagają się rodziny, których niemowlęta zamieniono przez przypadek w na początku 1984 roku w jednym ze stołecznych szpitali.

Reklama

Dzisiaj warszawski sąd okręgowy przesłuchał biegłych: psychologa i psychiatrę. Wkrótce zeznawać będą także strony procesu. Sędzia uznała jednak, że potrzebna jest jeszcze ekspertyza psychologiczna na temat negatywnych skutków, jakie w psychice dzieci - obecnie młodych kobiet - spowodowała szpitalna zamiana.

Prawda o podmianie wyszła na jaw po siedemnastu latach, gdy koleżanki biologicznych bliźniaczek zauważyły, że dziewczyny są identyczne i doprowadziły do ich spotkania. Okazało się, że Nina O. - formalnie siostra bliźniaczka Katarzyny O. - jest córką rodziny W. Z kolei wychowywana w tej rodzinie Edyta W. w rzeczywistości jest biologiczną córką państwa O.

Ujawnienie zamiany dzieci niekorzystnie wpłynęło na wzajemne relacje rodzin i ich życie osobiste. Najgorzej przyjęły to matki dziewczyn, które leczą się teraz psychiatrycznie. Jedna z dziewcząt ograniczyła kontakty z obiema rodzinami, druga wyszła już za mąż i ma własne dziecko. "W ogóle do tego nie wracam" - mówiła przed sądem.

"Najsilniej to zdarzenie zniosły matki, które mają poczucie winy, że nie rozpoznały niemowląt" - zauważyła przed sądem biegła. Jak powiedziała dziennikarzom pełnomocnik rodzin, w pozwie poszkodowanych siedem osób domaga się po 300 tys. zł odszkodowania. "To nie tylko tak, że szpital odpowiada, ale odpowiada cały system, który istniał w latach 80. - maleńkie dzieci tygodniami leżały odosobnione od rodziców - i to prowadziło do sytuacji, gdzie mogło dojść do zamiany dzieci" - dodała.

Pełnomocnik ministerstwa przekonuje zaś, że choć sprawa jest precedensowa, to "strona przeciwna, do czego ma prawo, trochę wyolbrzymia skutki tego co się stało", a roszczenia są "zbyt wygórowane". Proces trwa od 2002 roku.