Od czerwca, kiedy profesorowi wycięto część płuca z nowotworem, Zbigniew Religa co trzy miesiące przechodzi badania kontrolne. Wszystko było dobrze do grudnia. Wtedy okazało się, że jest przerzut nowotworu do nadnercza. Lekarze przeprowadzili kolejną operację. Tuż po niej medycy zdecydowali o zastosowaniu chemioterapii. Profesor Religa rozpoczął ją pod koniec stycznia. Ponowne problemy pojawiły się podczas drugiej chemioterapii w lutym.

Reklama

"Okazało się, że mam praktycznie zero białych krwinek. Byle przeziębienie mogło mnie zabić. Lekarze zdecydowali o rozpoczęciu leczenia. Zaczęto podawać mi leki" - opowiadał "Faktowi" prof. Religa dwa tygodnie temu.

Wyznał też, że z niecierpliwością czekał na kolejne badania. Przeszedł je kilka dni temu. I odetchnął z ulgą. "Prześwietlenie tomografem komputerowym wykazało, że nic złego się nie dzieje. W chwili obecnej nie ma powrotu choroby ani do płuc, ani przerzutów. Zobaczymy, co będzie dalej. Za trzy miesiące kolejne badania" - mówi "Faktowi" profesor Religa.

Mimo badań i pełnego napięcia oczekiwania na ich, wyniki profesor nie leniuchuje. Ostatnie dwa dni spędził w Sejmie. Teraz przygotowuje się do posiedzenia w przyszłym tygodniu, które będzie dotyczyło służby zdrowia. "Będę prezentował mój projekt o podniesieniu składki zdrowotnej z 9 do 13 procent. Tylko dzięki temu w systemie będzie wystarczająco dużo pieniędzy na medycynę. I zabezpieczone zostanie leczenie m.in dla emerytów i rencistów. Nie będą oni musieli wtedy kupować dodatkowych ubezpieczeń" - tłumaczy Zbigniew Religa.

Reklama

I jak podczas poprzedniej szczerej rozmowy z "Faktem" powtarza, że nikt go nie przekona, by zrezygnował z polityki.

"Jak widać, trzymam się całkiem nieźle" - mówi uśmiechnięty. "Mogę wykonywać moje obowiązki. I nie radziłbym nikomu przekonywać mnie do zmiany zdania. W chwili obecnej nie ma takiej potrzeby" - mówi pewnym siebie tonem profesor Zbigniew Religa.