Nic się nie stało - taką postawę reprezentuje prokuratura, która umorzyła śledztwa. Według niej, zarówno matka miała prawo nakłaniać córkę do aborcji, jak i córka miała prawo pójść na zabieg. Prawo bowiem pozwala na aborcję, gdy ciąża jest wynikiem "czynu zabronionego". Tymczasem, seks z osobą poniżej 15. roku życia jest właśnie takim czynem.

Reklama

Co ciekawe, prokuratura machnęła ręką na rzekomą winę organizacji broniących nienarodzonych dzieci. Ani organizacja pro-life, która agitowała do powstrzymania dziewczyny, ani ksiądz, który namawiał do zaniechania aborcji, nie muszą już się bać. Śledczy umorzyli również wątek domniemanego uniemożliwiania 14-latce dokonania legalnego zabiegu.

Podstawą tego ostatniego umorzenia był "brak danych dostatecznie uzasadniających przestępstwo groźby bezprawnej w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania lub zaniechania".

Media podawały, że zabieg przerwania ciąży przeprowadzono w szpitalu w Gdańsku, a obrońcy życia domagali się ekskomuniki dla minister zdrowia Ewy Kopacz za to, że wskazała 14-latce szpital, w którym usunęła ciążę.

Kopacz odpowiadała, że jej obowiązkiem było wskazanie szpitala matce i córce, które zgłosiły się do rzecznika praw pacjenta. Zgodnie z prawem, lekarz ma prawo odmówić wykonania legalnej aborcji, ale powinien wskazać ośrodek, w którym zabieg mógłby być wykonany.