"Napisy moglibyśmy wprowadzać co najwyżej w ramach eksperymentu, w nowym specjalnie ku temu stworzonym kanale. Widzowie <Jedynki> i <Dwójki> są przyzwyczajeni do lektora i nie przyjęliby dobrze takich nowinek" - mówi DZIENNIKOWI wiceprezes TVP Marcin Bochenek. Edward Miszczak, dyrektor programowy TVN, zapewnia z kolei: "To nie kwestia naszej niechęci do napisów, tylko praw rynku, a te są twarde. Zresztą, skoro nie robi tego telewizja publiczna, to dlaczego my byśmy mieli?".

Reklama

Niemal dokładnie to samo mówi prezes Polsatu Mirosław Błaszczyk. "Kilka lat temu, kiedy wprowadzaliśmy kanały tematyczne, myśleliśmy też o wprowadzeniu napisów. Jednak fokusy, które wykonaliśmy, pokazały, że ludzie tego nie chcą" - twierdzi.

Obawa telewizji jest najczęściej ta sama: widzowie nie chcą napisów i jeżeli my je wprowadzimy, wybiorą konkurencję. Rozwiązanie tej sytuacji medioznawca Wiesław Godzic widzi w zawarciu porozumienia między wszystkimi stacjami i wspólnym przejściu na napisy. "Na początku widzowie narzekaliby trochę, bo przez lata przyzwyczajano ich przecież do czytania filmów. Kiedy jednak przekonaliby się, że najlepsze filmy i seriale są pokazywane tylko z napisami, po jakiś czasie przyzwyczailiby się do takiej formy."

Telewizje nie wierzą w taki sojusz. "Nie mamy ani my, ani inne stacje komercyjne w tym żadnego interesu, bo wprowadzenie napisów przecież nie zwiększy potencjalnej liczby widzów" - mówi Błaszczyk. Po czym dodaje już bez ogródek: "Jesteśmy od tego, żeby dostarczać rozrywki, a nie uczyć."

Reklama

Inni próbują wyśmiewać pomysł i jak jeden z dziennikarzy TVP Info sugerować, że DZIENNIK chce... wyrzucenia innych filmów niż anglojęzyczne.

Eksperci tymczasem proponują kilka metod wpłynięcia na telewizję i przekonania poszczególnych stacji do napisów. Prawnik Rafał Kasprzyk chce, by zrobili to dystrybutorzy i odmówili udostępniania filmów bez deklaracji, że nie zagłuszy ich lektor. "W większości zachodnich systemów prawa użycie lektora mogłoby zostać uznane za złamanie praw autorskich" - mówi.

Ale prawdopodobnie najbardziej trafny jest postulat, by zrobił to... Sejm. "Największą siłę miałaby nowelizacja ustawy o Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, która wprowadziłaby dla nadawców wymóg przynajmniej częściowego nadawania filmów w wersji oryginalnej z tłumaczeniem w postaci napisów" - mówi przewodniczący KRRiTV Witold Kołodziejski. "Do tego jednak potrzebne jest silne poparcie polityczne" - zaznacza.

Reklama

p

Old Sutherland do Vinetou: "Hande hoch!"

Maciej Stryjek: Ogląda pan polską telewizję?
Jan de Zeeuw*: Owszem, mam ją na satelicie zarówno w mieszkaniu w Polsce, jak i w domu w Holandii. Gdybym jednak nie znał nieźle polskiego, nic bym nie zrozumiał nawet z zagranicznych filmów. Kiedy jednak przyjeżdżają do mnie goście z Holandii, nawet nie włączają telewizora. Moi goście z Holandii już nic nie rozumieją. Wszędzie słyszę polski głos lektora zamiast oryginału. Przez to wasza telewizja jest zamknięta dla cudzoziemców.

Zaskoczył pana ten lektor? Nigdy wcześniej się pan z nim nie spotkał?
U nas w Holandii zawsze było normalnie - czyli tylko napisy. Jednak bardzo zapadła mi w pamięć moja pierwsza wizyta w Niemczech. Byłem wtedy jeszcze dzieciakiem. Przeżyłem szok, kiedy Old Sutherland zaczął krzyczeć do Vinetou: "Hande hoch". To było naprawdę komicznie. Całe szczęście, że w Holandii dzieci nie muszą u nas słyszeć amerykańskich bohaterów bajek mówiących nienagannym niderlandzkim. Nawet Myszka Miki musi mówić po angielsku. Świat jest różnorodny i filmy też takie powinny być.

Jest pan więc zwolennikiem napisów?
Z całą pewnością. Zdaję sobie sprawę, że lektor czasem jest potrzebny, ale generalnie to jest ogłupianie ludzi. Trzeba przyjmować świat takim, jaki jest. Jeśli w filmie amerykański policjant krzyczy w stronę bandziora "Hand’s up!", to nie może być po prostu "Ręce do góry!". To strasznie spłyca cały film i zatraca się przez to niepowtarzalny klimat. Wszyscy brzmią tak samo. Kuriozalne jest, gdy oglądam film wojenny, gdzie japońscy generałowie przemawiają płynną polszczyzną, walcząc przy tym z również polskojęzycznymi wrogami. Po co w ogóle nagrywać ścieżkę dźwiękową, skoro i tak wszyscy mówią po polsku?

Czy napisy pomagają w nauce języka obcego?
To chyba najważniejszy wątek tego problemu. Tam, gdzie filmy nie są zagłuszane przez lektora, już kilkuletnie dzieciaki osłuchują się z kilkoma językami. Regularnie oglądają filmy po angielsku, niemiecku, francusku, włosku. Przez to będą mieli potem znacznie łatwiej, szybciej poznają tę kulturę, ten klimat. Za nic nie chciałbym, żeby u nas wprowadzili lektora.

*Jan de Zeeuw, menedżer piłkarskiej reprezentacji Polski