>>>Czytaj, dlaczego autorzy stanu wojennego są sądzeni jak mafia

"Grono profesorskie z Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie dało ograniczenia, bym przebywał na sali sądowej trzy - cztery godziny. Ja chcę przebywać cztery godziny" - mówił "Rzeczpospolitej" generał Wojciech Jaruzelski. "Chcę wysłuchać aktu oskarżenia. Wyjaśnienia złożę w sądzie" - dodaje.

Reklama

Ale niektórzy z pozostałych oskarżonych przyjęli inną taktykę. "Mam 83 lata i jestem po zawale serca" - oświadczył dziennikowi generał Czesław Kiszczak. "Przeszedłem badania w Akademii Medycznej i tam nałożono na mnie szereg ograniczeń. Nie mogę zeznawać dłużej jak dwie godziny dziennie. A na sali musi być absolutna cisza" - zaznaczał. Ale i tak dziś do sądu nie przyszedł.

>>> Kiszczak triumfuje: Spotkamy się przy wódce

Na ławie oskarżonych oprócz Kiszczaka próżno też wypatrywać Emila Kołodzieja, który w 1981 roku był członkiem Rady Państwa. To właśnie ten organ nielegalnie wprowadził 13 grudnia stan wojenny. On również przedstawił zwolnienie.

Na co liczyli Kiszczak i Kołodziej? Jak podkreślali prawnicy, bez wszystkich oskarżonych były małe szanse na odczytanie aktu oskarżenia. To odroczyłoby proces na trudny do określenia czas. Ale sąd poradził sobie z tym problemem. Nie uznał zwolnienia przesłanego przez generała Kiszczaka i ogłosił, że jego nieobecność jest nieusprawiedliwiona. A sprawę Kołodzieja wyłączył do odrębnego postępowania.