MAGDALENA JANCZEWSKA: Dziesięć lata temu 72 proc. Polaków postrzegało młodzież jako gorszą niż dawniej. Obecnie 56 proc. ankietowanych. To dobra wiadomość.
JACEK KURZĘPA*: Na te odpowiedzi należy spojrzeć w szerszym kontekście. Może to świat obniżył swoje standardy? To, co robi młodzież dzisiaj, kiedyś byłoby uznawane za niewłaściwe, a teraz lokuje się w granicach tolerancji dorosłych. Np. dziesięć lat temu nie do pomyślenia dla rodziców był powrót ich dziecka do domu po jedenastej w nocy. Obecnie dopiero o tej godzinie wychodzi się na dyskotekę.
Młodzież jest taka sama, ale zmieniło się otoczenie?
Młody człowiek zawsze odczuwał potrzebę wolności i niezależności. Tyle że w przeszłości te jego potrzeby były skuteczniej tłumione. Dorośli starali się ustawiać wokół niego szlabany, aby się nigdzie nie wyrywał, odgradzali go od świata murem. Obecnie ten mur jest dziurawy jak ser szwajcarski. Nie ma się więc co dziwić, że młody człowiek zaczyna się w te dziury pakować. Nie tylko w sensie pozytywnym.
>>>Przeczytaj, co o polskiej młodzieży sądzi Światowa Organizacja Zdrowia
Czyli patologie wśród młodzieży wynikają z tego, że dorośli przestali ustawiać szlabany?
Dziesięć lat temu rodzice poświęcali dzieciom więcej czasu. Lepiej je też rozumieli. Obecna młodzież jak na standardy rodziców rozwija się za szybko. Nie są oni w stanie za nią nadążyć i często zostawiają samej sobie.
Na młodzież najbardziej pomstują osoby starsze i słabo wykształcone.
Cezura wiekowa często ogranicza mobilność intelektualną i życiową. Starsi ludzie nie są w stanie nadążyć za pędzącą rzeczywistością. W przypadku wykształcenia jest podobnie. Osoby z niższym wykształceniem, nieumiejące korzystać z dorobku kulturalnego i nierozumiejące go, przyjmują niechętną postawę wobec wszystkiego, co jest dla nich nowe i niezrozumiałe - a to właśnie uosabia współczesna młodzież.
Z badań wynika i inny wniosek: obecnie dzieci są łatwiejsze do wychowania niż dziesięć lat temu.
Odnoszę wrażenie, że w tym badaniu wypowiedziały się osoby, które nie mają dzieci albo mają tylko jedno. Rodzice dwójki lub większej liczby dzieci tak by nie odpowiedzieli. W swojej praktyce często spotykam się z sytuacją, kiedy matka czy ojciec mówią: z tym starszym nie mieliśmy problemu, ale z tym młodszym nie dajemy już sobie rady. Świat dynamicznie się zmienia. Autorytetem dla dziecka stały się media. Są dla niego znacznie bardziej wiarygodne. Szkoła, jak i rodzice nie mogą się przebić do niego ze swoim przekazem.
Czy dorośli próbują zrozumieć świat młodych, czy też kierują się zasadą: dziecko ma słuchać i basta?
W wielu rodzinach, zwłaszcza na prowincji, decyduje konserwatywny styl wychowania. Rodzice w takich rodzinach hołdują zasadzie: dzieci i ryby głosu nie mają. A tak się funkcjonować dziś nie da. Po wejściu Polski do Unii młodzi mają o wiele więcej możliwości kształcenia się czy pracy za granicą. I znacznie większe aspiracje niż ich rodzice. Sami chcą szukać swojej drogi, emancypują się wobec rodziców, którzy powoli tracą na nich swój wpływ. Coraz częściej też potrafią podważyć ich kompetencje. Powiedzieć: hola, to, co mówisz, nie jest prawdą, przeczytałem w internecie, że jest odwrotnie.
I ten rodzic zdaje sobie chyba sprawę, że przestaje być wzorem dla młodzieży.
I bardzo dobrze. Rzeczywiście wzrosła świadomość, że młodzi zostali puszczeni na głębokie wody i świetnie sobie na nich radzą, podczas gdy dorośli nie potrafią się na tych głębokich wodach swobodnie poruszać. I wstydzą się tego, że często dają młodym zupełnie nieadekwatne do obecnych realiów podpowiedzi, jak żyć.
*Dr Jacek Kurzępa jest socjologiem młodzieży na Uniwersytecie Zielonogórskim