KATARZYNA SKRZYDŁOWSKA-KALUKIN: Jak powinien wyglądać sprawnie działający system opieki społecznej?
KRZYSZTOF SARZAŁA*: Wyobrażam to sobie tak: rodzinę monitoruje pracownik socjalny. Ale monitoruje, a nie odwiedza raz na jakiś czas. Kiedy do niej idzie, nie zajmuje się przeprowadzaniem wywiadu środowiskowego, czyli wypełnianiem druczków, bo wtedy całą energię traci na papiery i nie widzi, co się wokół niego dzieje. Powinien się rozejrzeć, zauważyć, że ktoś się nie odzywa, ktoś unika spojrzeń. Podobnie jest z kuratorami - nie wiedzą, co dzieje się u podopiecznych.

Reklama

Pozostają jeszcze rodziny, które nie mają kontaktu z pracownikami socjalnymi i kuratorami, a w których też może dojść do dramatów. Gdyby do matek w połogu regularnie przychodziły pielęgniarki i położne, do wielu nieszczęść by nie doszło.

Ale przychodzą.
Pielęgniarka środowiskowa zgłasza się na jedną wizytę, rozmawia o pielęgnacji dziecka, środkach czystości, ale nie pyta, jak kobieta sobie radzi z wychowywaniem. A powinna. Często spotykam bezradne kobiety nieprzygotowane do roli matki. Pochodzą z rodzin, które nie dały im wzorca postępowania. Za to były krzywdzone i mogą kiedyś też krzywdzić, bo to jedyny znany im model. Państwo powinno pomóc właśnie w tym momencie.

W Anglii matki od chwili porodu znajdują się pod lupą systemu opieki nad dzieckiem. Są zapraszane na spotkanie, do domu przychodzi czujna pielęgniarka, która widzi, czy w rodzinie dzieje się coś złego i natychmiast to zgłasza odpowiednim instytucjom. Moim marzeniem jest rejestr dzieci zagrożonych. W rejestrze byłyby zgłoszenia od wychowawców szkolnych, pedagogów, których coś zaniepokoiło u podopiecznych. Dzięki temu opiekun środowiskowy mógłby zajrzeć do ich domów, zanim trzeba będzie wzywać policję. Bo rodzic, który wie, że jest obserwowany, zastanowi się, zanim zrobi coś złego. To dużo tańszy i lepszy sposób niż zabieranie dzieci rodzicom i umieszczanie ich w domach dziecka. Uzupełnieniem tego powinna być sieć ośrodków dla dorosłych, by mieli się gdzie zgłosić i otrzymać pomoc.

Reklama

Z relacji molestowanych w dzieciństwie wynika, że nawet gdy próbowali komuś dorosłemu powiedzieć, iż w domu jest problem, byli zbywani.
Pierwszy sygnał od ofiary przemocy, także dorosłej, zazwyczaj jest łagodny. Kobieta przychodzi do pomocy społecznej i mówi: mój mąż pije. Dopiero kiedy rozmówca zdobędzie zaufanie, dowiaduje się tego, co najważniejsze - że mąż nie tylko pije, ale bije, gwałci, molestuje dzieci. Tak samo dziecko. Mówi, że tata jest groźny. Dlatego opiekunowie, nauczyciele, powinni uczyć się tzw. pierwszego kontaktu. Bo kluczem do sukcesu jest wychwytywanie sygnałów od dzieci. Trzeba tak przygotować specjalistów, by umieli stworzyć poczucie bezpieczeństwa osobie, która chce im o czymś powiedzieć. Tymczasem pierwsza reakcja, nawet dobrze przygotowanego specjalisty, jest najczęściej emocjonalna. To naturalne zjawisko - kiedy ktoś mówi coś nieprzyjemnego, działa mechanizm odrzucenia: to nie do mnie, to do pani Zosi z pokoju 202. Ale profesjonalnie przygotowany specjalista powinien przejść trening, który pozwoli mu nie ulegać temu odruchowi. Który nauczy go, jak z usłyszanych strzępów wyciągnąć sedno. Bo dziecko raz zniechęcone może już nigdy więcej się nie odważyć.

Jak nauczyciele, przedszkolanki czy pracownicy socjalni mają się tego nauczyć?
Uczą się tego na pedagogice, psychologii, przechodzą szkolenia. Ale sama wiedza nie wystarczy. Problem leży w trenowaniu umiejętności, opanowaniu emocji. Być może samorządy, które są najbliżej szkół, pomocy społecznej, powinny organizować takie treningi dla nauczycieli czy opiekunów. Bo na początku łańcucha zapobiegania przemocy jest szkoła, przedszkole, lekarz, ośrodek pomocy społecznej. To tam się wychwytuje sygnały.

Załóżmy, że nauczyciel sygnał wychwycił. Co dalej?
Powinien przeprowadzić wywiad terapeutyczny, czyli zgromadzić informacje i wstępnie leczyć, a więc uspokoić, dać poczucie bezpieczeństwa. Jeśli czuje, że nie da rady lub nie jest pewien, czy to, co podejrzewa, to prawda, powinien udać się na przykład do ośrodka interwencji kryzysowej. Jeśli informacje od dziecka się potwierdzą - zbudować ze specjalistami strategię postępowania, zgłosić policji.

Reklama

Czy tak się dzieje?
W dużych miastach na tym etapie system działa. Pracownik socjalny, który dostanie informację o podejrzeniu molestowania, musi działać, choćby dlatego, że jest ślad w dokumentach i jeśli nic nie zrobi, zostanie rozliczony. Gorzej jest w małych miejscowościach, na wsiach, gdzie jest jeden pracownik socjalny, poddawany ogromnym naciskom ze strony miejscowych notabli. Spotykałem się z takimi sytuacjami. Wójt sobie nie życzy, żeby jego miejscowość zasłynęła jako ta, w której doszło do molestowania, złej sławy nie chce dyrektor szkoły. Myślę, że interweniować powinni wojewodowie, marszałkowie, którzy niewiele robią w zakresie pomocy społecznej.

*Krzysztof Sarzała jest pedagogiem, kierownikiem Centrum Interwencji Kryzysowej PCK w Gdańsku, konsultantem ośrodków interwencji kryzysowej

p

Przemoc wobec dzieci - przypadki tylko z ostatniego tygodnia

17 września
Trzy siostry z Oświęcimia były regularnie wykorzystywane seksualnie i zarażone kiłą. Najmłodsza ma 5 lat. Sprawę zgłosiły do kuratora sądowego siostry zakonne z przedszkola, które zauważyły dziwne owrzodzenia na ciele dziewczynki.

17 września
W jednym z włocławskich mieszkań policjanci znaleźli zawinięte w plastikową torbę zwłoki noworodka. Stało się to po telefonie, jaki otrzymali od lekarza, do którego zgłosiła się 29-letnia matka dziecka z niezagojoną pępowiną. Wraz z mężem zaprzeczała, że urodziła. Małżeństwo wychowuje już troje dzieci.

16 września
Pijani rodzice wyrzucili z okna noworodka. Mają jeszcze jedno dziecko, ale nie wychowywali go, bo odebrano im prawa rodzicielskie.

15 września
Matka z Mogilna w kujawsko-pomorskim oddała swoje dziecko za 2 tys. Nowi rodzice chcieli je wywieźć do Wielkiej Brytanii.

12 września
W Szczecinie policja aresztowała mężczyznę, który żył w intymnym związku z córką przez 10 lat. Mają jedno dziecko.

11 września
Policja zatrzymała mieszkańca wsi w zachodniopomorskiem, który 9 lat żył w związku kazirodczym z córką. Kobieta urodziła w tym czasie pięcioro dzieci.

9 września
Krzysztof B. z Siemiatycz przez 6 lat gwałcił córkę. Zaczął to robić, gdy skończyła 15 lat. Dziewczyna urodziła dwoje dzieci, do których zrzekła się praw rodzicielskich.