Kiedy Tomasza Sikorę z Londynu rozbolał ząb, nie zastanawiał się długo. W ciągu godziny kupił bilet na samolot do Polski, a następnego dnia siedział już w fotelu dentystycznym w Warszawie. "W Londynie za leczenie zapłaciłbym nawet dwa razy więcej. Nie jestem też przekonany, czy tak szybko znalazłbym sprawdzonego dentystę" - opowiada 27-latek.

Reklama

Podobnie myśli wielu emigrantów. Świąteczny pobyt w Polsce to dla nich doskonała okazja, by zrobić gruntowny przegląd zdrowia. Na liście najpopularniejszych wśród emigrantów lekarzy prym wiodą dentyści, gastrolodzy, ginekolodzy i interniści.

"W święta wreszcie mogę zrobić sobie długo odkładane badania, na które nie zdecydowałam się w Wielkiej Brytanii. W Anglii cytologię przeprowadza pielęgniarka, a nie lekarz. To dla mnie dyskomfort. Dlatego do dentysty i ginekologa chodzę tylko w Polsce" - opowiada Agnieszka, Łodzianka, która od trzech lat mieszka w Manchesterze.

Wiele badań i zabiegów w Polsce jest wciąż jeszcze dużo tańsza. Przekonała się o tym Matylda Setlak, która od kilku lat prowadzi w Londynie agencje PR. Operacja laserowej korekty wzroku, za którą w Wielkiej Brytanii zapłaciłaby nawet 8 tys. złotych, w Polsce kosztować ją może nawet o połowę mniej. To dlatego święta wykorzysta nie tylko na spotkania z rodziną, ale też na zabieg w jednej z krakowskich klinik okulistycznych.

"Cena to jednak tylko jeden z powodów mojej decyzji, żeby zabieg zrobić w kraju. Najważniejsze jest to, że większym zaufaniem darzę polskich lekarzy" - przyznaje 29-letnia Polka.

Polacy na Wyspach uważają np., że brytyjscy lekarze pierwszego kontaktu często bagatelizują ich problem. "Wizyta zawsze trwa kilka minut i jest standardowa. Niezależnie od tego, co ci dolega, dostajesz receptę na paracetamol i zalecenie leżenia w łóżku przez tydzień. A żeby lekarz zajrzał ci w gardło czy osłuchał płuca, trzeba go specjalnie poprosić" - narzeka Joanna, mama 3-letniego Sebastiana, która mieszka w Leeds.

Monika, która w Londynie pracuje w marketingu, pół roku temu zauważyła zmiany na skórze. Lekarz pierwszego kontaktu stwierdził, że to trądzik i przepisał antybiotyk. Ponieważ wciąż nie czuła się dobrze, zdecydowała się na konsultację w Polsce. "Okazało się, że to nie trądzik, ale zaawansowany półpasiec! Całe szczęście, że przyleciałam do kraju. Leki, które brałam w Anglii, mogły mi tylko zaszkodzić" - opowiada rozżalona.

Reklama

Polacy nie ufają także lokalnym dentystom. I to właśnie stomatologów odwiedzi w te święta najwięcej emigrantów. "Na Wyspach leczenie prywatnie jest koszmarnie drogie. A do państwowych stomatologów trudno się dostać. Dlatego ja i wszyscy moi znajomi zęby leczymy w Polsce. Najlepiej podczas świąt, bo i tak jesteśmy na miejscu" - przyznaje Aleksandra, 25-latka z Londynu.

Lekarze w Polsce potwierdzają, że w czasie świąt do ich gabinetów zgłasza się coraz więcej emigrantów. "Ja i moi koledzy, lekarze różnych specjalności, leczymy coraz więcej pacjentów, którzy na co dzień mieszkają za granicą. Przychodzą do nas z bólami brzucha, nerwicą, niektórzy zapisują się na całe serie badań, żeby w ciągu kilku dni dostać diagnozę" - opowiada dr Anna Senderska, internista z warszawskiej kliniki EnelMed.

Lekarka przyznaje, że większość z nich narzeka na niski stan publicznej opieki medycznej na Wyspach. "Zdarzyło mi się przyjmować pacjentów z oczywistymi dolegliwościami, które nie były poprawnie diagnozowane przez lekarzy na Wyspach. To z pewnością jeden z powodów tego, że emigranci wolą leczyć się w domu" - dodaje.

Prywatne kliniki w Polsce wychodzą emigrantom naprzeciw. Kilka z nich przygotowało specjalne 24-godzinne pakiety dla pacjentów, którzy mają mało czasu i oczekują szybkiej diagnozy.