Pomysł nie jest do końca oryginalny, bo Francuzi od dawna dają "Mariannie”, czyli symbolowi rewolucji, twarze znanch rodaczek. Jej wizerunek zmienia się raz na dziesięć lat. Dotąd miała twarz m.in Brigitte Bardot, Catherine Denevue czy Laetitii Casty.

Reklama
Inne

p

Barbara Kasprzycka: Jak bardzo się pani cieszy - bo cieszy się z pewnością - że została twarzą Warszawskiej Syrenki?
Monika Olejnik*: Przede wszystkim byłam bardzo mile zaskoczona. Zadzwonił do mnie Piotr Metz z wiadomością, że zostałam syrenką i zapytał, czy się na to zgadzam. Powiedziałam, że oczywiście. To miłe wyróżnienie.

Czyli na bycie syrenką trzeba wyrazić zgodę?
To się wiąże z przebraniem, więc chodziło o to, czy się przebiorę. Nie wiedziałam, że sesja fotograficzna będzie tak uciążliwa. Musiałam też założyć ogon, a tego nie dało się zrobić w pozycji stojącej. Musiałam leżeć.

Ogon dostała pani srebrzysty?
Nie, ogon, tarcza i miecz są z gąbki, na którą naklejone są, po dziennikarsku, gazety.

W plebiscycie na syrenkę przegoniła pani wiele wspaniałych kobiet, np. Korę Jackowską, Irenę Szewińską czy Kayah - ale o to mniejsza. Najgorsze, że w pobitym polu został Janusz Palikot.
Naprawdę? Kandydował? Nie wiedziałam. Ale trudno się dziwić, że przegrał. W końcu ja jestem warszawianką, a on pochodzi z lubelszczyzny. Czy ktoś sobie wyobraża syrenkę z Biłgoraja?

W żadnym razie. Czy teraz czekają panią jakieś syrenie obowiązki?
Nic o tym nie wiem. Obowiązkowo wciągałam już ogon. Ale może za rok będę musiała przekazać tarczę i miecz następnej syrence?

Reklama

Spodziewała się pani, że warszawiacy tak panią docenią?
Nie spodziewałam się zwłaszcza tego, że tak mnie docenią czytelnicy "Machiny". To takie popkulturowe pismo zajmujące się głównie muzyką, a okazało się że jego czytelnicy wolą od artystów Monikę Olejnik. To bardzo miłe!

*Monika Olejnik. Przez lata dziennikarka III programu Polskiego Radia. Ostatnio zadaje dociekliwe pytania politykom codziennie rano w "Gościu Radiu ZET" i o godzinie 20 w "Kropce nad i” emitowanej w TVN24.