Wczoraj w radiowym wywiadzie w przejmujących słowach zwróciła się z apelem do polskich władz była partnerka porwanego inżyniera, matka jego dziecka - Dorota Bartula. "To jest obywatel polski. Obojętnie gdzie by był na świecie, rząd powinien zrobić wszystko, by mu pomóc" - mówiła w pierwszym publicznym wystąpieniu od chwili porwania. "To krzyk rozpaczy. Mój i mojego dziecka" - powiedziała.

Reklama

Dziś odpowiedział wicepremier Schetyna. "Wierzę głęboko, że wszystko skończy się dobrze. Robimy wszystko co w naszej mocy" - mówił po południu. Dodał, że działania podejmowane w sprawie Polaka są tajne i "nie można o nich mówić na konferencjach prasowych".

Porywacze Piotra Stańczaka, pracownika firmy Geofizyka Kraków, ogłosili w ubiegłym tygodniu, że zabiją go, jeżeli do środowego wieczora rząd nie spełni ich postulatów i nie uwolni z więzień ich towarzyszy. Do porwania przyznaje się organizacja Tehrik-e-Taleban, zbrojne ugrupowanie północnopakistańskich plemion, na którego czele stoi miejscowy watażka Beitullah Mehsud.

Przez cały wtorek polskie władze nie ujawniły żadnej informacji dającej nadzieję na uwolnienie inżyniera. Tymczasem w Pakistanie nadal jest niespokojnie. Porywacze uprowadzili kolejnego obcokrajowca, szefa lokalnego biura jednej z agend ONZ. Amerykanin John Solecki, szef biura Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców (UNHCR) w stolicy pakistańskiego Beludżystanu - mieście Kweta, został porwany wczoraj w bardzo podobnych okolicznościach jak Stańczak.

Przypomnijmy: obu zaatakowali uzbrojeni sprawcy, w obu przypadkach zginęli ich kierowcy, obaj zostali uprowadzeni w nieznanym kierunku. Do porwania Amerykanina na razie nikt się nie przyznał. "Nie możemy wykluczyć, że to talibowie" - powiedział przedstawiciel miejscowej policji Wazir Khan Nasir. Agencja Reuters podlicza, że w rękach pakistańskich ugrupowań - obok Polaka i Amerykanina - znajduje się jeden chiński inżynier, oraz trójka dyplomatów - dwóch Afgańczyków i Irańczyk.