Kontrowersyjny pomysł przedstawił wczoraj w Waszyngtonie zdumionym uczestnikom konferencji o globalnym ociepleniu Gao Li, szef chińskiego departamentu ds. zmian klimatu. Zdaniem Gao 15 - 25 proc. emisji gazów cieplarnianych w Chinach powstaje podczas produkcji dóbr eksportowanych na Zachód. W ramach społecznej odpowiedzialności to właśnie odbiorcy powinni pokrywać kary za emisję, a nie producenci, których rozwój gospodarczy jest ściśle uzależniony od paliw kopalnych.

Reklama

Wypowiedzią swojego przedstawiciela chiński rząd uchylili rąbka strategii, jaką może przyjąć na grudniowej konferencji klimatycznej w Kopenhadze. Politycy z całego świata mają wówczas podpisać porozumienie o walce ze zmianami klimatu, które zacznie obowiązywać po wygaśnięciu protokołu z Kioto.

Wszyscy są zgodni, że aby porozumienie miało sens, jego sygnatariuszami muszą być także Chiny i Indie, które znajdują się na czele listy państw emitujących najwięcej gazów cieplarnianych. Dzieje się tak dlatego, że w latach 90., m.in. z powodu norm emisyjnych wprowadzonych w Europie, mnóstwo koncernów przeniosło swoją produkcję właśnie do Chin.

Gao Linie zdradził, jak dokładnie miałyby być wprowadzane opłaty, ale zastrzegł, że powinni być obłożeni końcowi odbiorcy, a nie importerzy. Takie rozwiązanie mogłoby oznaczać przerwanie potopu tanich chińskich produktów zalewających europejskie rynki.

Reklama