MAGDALENA JANCZEWSKA: Od siedmiu miesięcy czeka pan na przeszczep wątroby. Jakie ma pan rokowania?
MARIAN GÓRSKI*:
Kiepskie. Mogę żyć miesiąc, mogę kilka, ale mogę też nie dożyć jutrzejszego dnia. Gdy puchnę, robię się cały żółty, wtedy muszą mnie przyjąć na dłużej do szpitala i ściągnąć gromadzącą się w brzuchu wodę. A niedawno zapadłem w śpiączkę i nawet o tym nie wiedziałem. Zupełnie straciłem świadomość i tylko potem inni pacjenci mi opowiadali, że chodziłem po korytarzu i szukałem okularów, a w końcu się przewróciłem. Wiem, że mogłem się już więcej nie obudzić.

Reklama

Nie mam na nic siły, nawet na najprostsze prace domowe, męczy mnie chodzenie, nie potrafię się na niczym skupić, a kiedyś tak lubiłem rozwiązywać krzyżówki, byłem aktywny, pracowałem. Teraz jestem na rencie i całymi dniami tylko leżę i wpatruję się w telefon, nie rozstaję się z komórką. Nie ruszam się z domu. Jestem spakowany. Każdy sygnał dzwonka to może być znak od szpitala, że to już. Pozostaje mi tylko czekać.

Na nową wątrobę?
Tak. Komuś, kto nie jest w takiej sytuacji, trudno sobie wyobrazić to ogromne poczucie bezsilności. Najbardziej mnie boli, gdy patrzę na moją rodzinę. Mam żonę, trójkę dzieci, najmłodsza córka jeszcze z nami mieszka. Wszyscy bardzo przeżywają moją chorobę. Od siedmiu miesięcy nasze życie skupia się tylko wokół niej. Staram się być radosny i podtrzymywać ich na duchu, ale z dnia na dzień jest mi coraz trudniej zdobyć się na uśmiech. Ale nadal mam nadzieję.

Najgorsze jest to, że już raz miałem szansę. W styczniu znalazła się dla mnie wątroba, mogłem mieć przeszczep. Ale złapałem jakiegoś wirusa i zacząłem gorączkować, więc lekarze nie mogli operować. Moją wątrobę dostał ktoś inny. Wiem nawet kto i nie mam żalu. Ale czasem myślę sobie: dlaczego to nie byłem ja?

Ma pan świadomość, że aby pan mógł żyć, ktoś inny musi umrzeć?
Oczywiście, że mam. Ja nie życzę nikomu śmierci. Wiem, że rodzinom czasem trudno zgodzić się na oddanie narządów zmarłej bliskiej osoby. Kiedy jeszcze byłem zdrowy, powiedziałem żonie, że chcę wypełnić specjalne oświadczenie, że zgadzam się oddać organy po śmierci. Ona zaczęła na mnie krzyczeć. Teraz już nikt w mojej rodzinie nie krzyczałby. Można to wszystko tak naprawdę zrozumieć dopiero wtedy, gdy znajdzie się w takiej sytuacji.

Teraz chętnie oddałbym komuś nerkę, w końcu mam dwie, ale wiem, że nie mogę, jestem za słaby na taką operację. Ale po śmierci dam wszystko, co tylko się komuś przyda. Będę się cieszył, że oszczędzę jakiemuś choremu takiej męczarni oczekiwania, jaką przeżywa teraz moja rodzina.

*Marian Górski ma 51 lat, pochodzi z zachodniej Polski, od siedmiu miesięcy czeka na przeszczep wątroby, znajduje się na liście pilnej