Sprzątanie rzeki nieprzypadkowo zaplanowano na marzec. Przez Warszawę płynie właśnie woda z wiosennych roztopów w górach. Do stanu alarmowego brakuje jeszcze trochę, ale woda już przykryła piaszczyste łachy i przybrzeżne krzaki i pomału wdziera się na kamienny bulwar. - W czasie wezbrań woda zabiera ze sobą najwięcej śmieci. Nie tylko te, które ktoś celowo wrzuca do rzeki, ale także te pozostawione po prostu na brzegu - tłumaczy Katarzyna Osowiecka z Fundacji „Sprzątanie Świata - Polska”, która przygotowała wczorajsze porządki. Śmieci z dna w okolicy mostu Świętokrzyskiego mieli wybierać specjalistyczni nurkowie z firmy BlueTrail. Okazało się jednak, że silny nurt, ale przede wszystkim mętna woda, były przeszkodą nie do pokonania. - Widoczność nie przekraczała 20 cm. Byliśmy od siebie na wyciągnięcie ręki, ale nawzajem się nie widzieliśmy. Nie mówiąc już o śmieciach - mówił po kilkudziesięciominutowym nurkowaniu Tomek Woźniak z BlueTrail. Nurkowie wyczuwali na dnie przedmioty, ale w tych warunkach nie byli w stanie stwierdzić, czy to śmieci, czy kamienie. Tym bardziej że większość pokryta była mułem. To właśnie muły i piaski niesione nurtem sprawiają, że woda jest tak mętna. Nie oznacza to, że śmieci na dnie nie ma. Na pewno są, skoro na nabrzeżu w zasięgu wzroku nie ma ani jednego kosza na odpadki.

Reklama