Policjantów wezwała załoga karetki pogotowia, która nie mogła sobie poradzić z awanturującymi się mężczyznami. "W mieszkaniu było trzech mężczyzn, wszyscy pod wpływem alkoholu" - mówi DZIENNIKOWI Anna Kędzierzawska z Komendy Stołecznej Policji.

Reklama

>>>Warszawiak zginął w pojedynku na szable

Gdy policjanci próbowali wejść do mieszkania, jeden z mężczyzn, 22-letni Jacek T., chwycił atrapę miecza samurajskiego i ruszył na funkcjonariuszy. Wymachiwał bronią na wszystkie strony, nie reagował na prośby o odłożenie broni. Policjanci zagrozili, że będą strzelać, jeżeli mężczyzna nie zacznie wykonywać ich poleceń.

>>>Piłkarz ukarany za atak samurajskim mieczem

Dopiero po kilkukrotnych wezwaniach funkcjonariuszy odłożył miecz na podłogę i wtedy został obezwładniony. "22-latek trafił na badania psychiatryczne, a następnie do policyjnego aresztu. Lekarz chce go zbadać ponownie, gdy tylko mężczyzna wytrzeźwieje" - dodaje Kędzierzawska.

>>>Złamał miecz warszawskiej syrence

Dwóch kompanów samuraja, którzy nie chcieli wpuścić policjantów na klatkę schodową, również przewieziono do policyjnego aresztu. Tam nie przestawali się awanturować, używali wulgarnych słów wobec policjantów. Obaj odpowiedzą za znieważenie funkcjonariuszy na służbie, grozi im do roku więzienia.

"Jeżeli chodzi o Jacka T., nie możemy jeszcze mówić o zarzutach. Najpierw lekarz musi zbadać, czy mężczyzna jest zdrowy psychicznie" - mówi Kędzierzawska.