Gdy Tina zginęła tydzień temu, rodzina na własną rękę szukała jej przez kilka dni. Kilkumiesięczny czarny podpalany kundelek był ulubieńcem wszystkich, ale najbardziej jedenastoletniej córki.

Reklama

W zeszły poniedziałek Pan Kozubal zostawił psa na chwilę na trawniku przed budynkiem, w którym pracuje. Gdy wrócił po pięciu minutach, już go nie było. "Byliśmy zrozpaczeni. Nigdy wcześniej nie miałam psa, nie sądziłam, że tak się do niej przywiążemy. Odkąd zginęła, nie mogę sobie znaleźć miejsca" - mówi nam pani Eliza Kozubal.

Po kilku dniach bezowocnych poszukiwań Kozubalów zaczęła ogarniać coraz większa rezygnacja. "W końcu mąż powiedział do mnie: wiesz, oddałbym nawet samochód, żeby tylko się znalazła." I tak pojawił się pomysł, żeby jako nagrodę wyznaczyć dziewięcioletniego fiata 126p, którym Maciej Kozubal, z zawodu prywatny przedsiębiorca, jeździ na spotkania z klientami. "Powiedział, że trudno, będzie jeździł tramwajem" - opowiada jego żona.

I choć nie jest to samochód o najwyższym standardzie, ma wartość niemal zabytkową: jest jednym z ostatnich wyprodukowanych w Polsce "maluchów" (numer 887 z serii ostatniego tysiąca).

Wczoraj psa wciąż nie było w domu, jednak telefon nie przestawał dzwonić. Przed jedenastą rano pani Eliza zdążyła rozmawiać już z piętnastoma osobami. "To bardzo miłe.Ludzie dzwonią i życzą nam powodzenia. Portale internetowe proponują, że umieszczą zdjęcie Tiny" - opowiada łodzianka.

Niestety są też tacy, których interesuje głównie atrakcyjna nagroda. "Ktoś zadzwonił, że znalazł Tinę. Kiedy mąż przyjechał na miejsce okazało się, że to wcale nie była ona. Tamten pies był dużo starszy. Ten facet od razu chciał obejrzeć samochód."

Do tej pory tak atrakcyjne nagrody oferowane były za znalezienie drogich, rasowych czworonogów. Tina natomiast jest zwykłym mieszańcem. Kozubalowie wzięli ją w listopadzie ze schroniska.