Ma siedem miesięcy, długą włochatą sierść i nazywa się Carmel. Wraz z 5-miesięcznym Onyksem jest pierwszym labradoodle'em australijskim w Polsce. Psy trafiły właśnie do śląskiej hodowli „Włochata pasja”. Jej właścicielka Edyta Gajewska sprowadziła je aż z Australii, gdzie od lat 80. trwają prace badawcze nad stworzeniem nowej, niezwykłej rasy.

Reklama

Niezwykłej bo labradoodle... nie linieją. To tzw. psy hipoalergiczne, czyli nieuczulające na sierść. "Uwielbiam zwierzęta, ale ponieważ choruję na astmę, musiałam oddawać swoje psy i koty. Aż trafiałam na informację o labradoodle" - opowiada Edyta Gajewska. Jej hodowla nawiązała współpracę z Polskim Stowarzyszeniem na rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym, które co roku będzie dostawało szczeniaka labradoodla na potrzeby dogoterapii.

Odziedziczone po przodkach spokojne usposobienie, inteligencja, chęć do pracy i nieuczulająca sierść sprawiają, że psy nadają się idealnie do terapii, ale i robią ogromną karierę na świecie. Przyczynia się też do tego dobry PR. Gdy dziennikarz motoryzacyjny Jeremy Clarkson pojawił się w swoim programie z labradoodle'em o imieniu Dodger, na punkcie nowej rasy oszaleli Brytyjczycy. Właścicielami dziwnych włochatych psów są już hollywoodzkie gwiazdy jak Jennifer Aniston i Jeremy Irons oraz golfista Tiger Woods. Nic dziwnego, że w internetowym głosowaniu na rasę psa dla Baracka Obamy prowadzi oczywiście labradoodle.

Za oceanem zapanowała już nawet moda na spontaniczne krzyżowanie pudli z labradorami, ale twórcy nowej rasy podkreślają, że to nie to samo. W żyłach Carmel płynie także krew czterech innych ras (m.in. irlandzkiego spaniela wodnego i angielskiego cocker spaniela), a 20 lat selektywnej hodowli wyeliminowała niemal całkiem choroby charakterystyczne dla labradorów i pudli. Dlatego za nowe psy trzeba słono zapłacić, a i tak mogą je mieć tylko ci, którzy zobowiążą się przestrzegać kodeksu etycznego. Szczeniaki z hodowli „Włochata pasja” będą kosztować 10 tys. zł, ale mimo wygórowanej ceny już są pierwsi chętni.