Renata Kim: To będzie dla pana pierwsza Wielkanoc bez żony. Jak Święto Zmartwychwstania wygląda z perspektywy człowieka, któremu niedawno zmarła żona?

Jacek Olszewski*: Ja takie odradzanie się mam codziennie, kiedy nasza córka Lilka wstaje rano i uśmiecha się. Odradzanie się jest wtedy, gdy widzę, że mała jest zdrowa i szczęśliwa, że szybko rośnie. I wtedy niczego więcej nie potrzeba. A na święta po stracie bardzo bliskiej osoby nigdy nie czeka się z utęsknieniem.

Reklama

Więc jaka będzie tegoroczna Wielkanoc?

Dziś pójdę do kościoła z koszyczkiem, a jeśli będzie ładna pogoda, to wezmę ze sobą Lilkę. W niedzielę zjemy świąteczne śniadanie z moimi rodzicami, a w poniedziałek pojedziemy do Tarnowa, gdzie mieszkają rodzice Agaty. Z teściem pójdę pewnie na jej grób.

Reklama

Będziecie rozmawiać o Agacie?

Raczej nie. To jest temat, który wszystkich bardzo boli. Kiedy moja mama patrzy na Lilkę, zawsze ma łzy w oczach, bo żałuje, że Agata tego nie widzi. Teściowie też nie pogodzili się ze śmiercią córki. Mama w ogóle nie chce o tym rozmawiać. Święta to nie jest dla naszej rodziny łatwy czas i jedyne, co nas pociesza, to właśnie mała Liliana. Pamiętam ostatnie Boże Narodzenie: z jednej strony był wielki żal po stracie żony i córki, ale z drugiej jednak radość, że na świecie jest dziecko. A ja zawsze powtarzam, że przecież mogłoby nie być ani Lilki, ani Agaty. I nie wiem, jakie byłoby wtedy życie. Ale Agata pozostawiła po sobie córkę i to jest prawdziwe szczęście. Ja tak właśnie rozumiem wielkanocne kazanie o zmartwychwstaniu i nowym życiu.

Czy pan pogodził się już ze śmiercią żony?

Reklama

Nadal mam w sercu wielki smutek, ale nie mogę się nie cieszyć, kiedy widzę, jak rano roczna teraz Lilianka stoi w swoim łóżeczku i uśmiecha się. Uśmiech ma tak piękny jak jej mama, zwłaszcza teraz, kiedy urosły jej już zęby. Więc kiedy widzę rano moje dziecko, cały dzień jest potem dobry.

Choroba żony całkowicie zmieniła pana życie. Wychowuje pan samotnie dziecko, a cały wolny czas poświęca na pracę w Fundacji przeciwko Leukemii.

To prawda. Staram się, ile mogę.

Jaki jest sens tego starania?

Spłacam dług wdzięczności, bo dzięki ludziom, którzy oddawali krew dla chorej Agaty, dzisiaj na świecie jest Lilka. To było bardzo ważne, bo żona miała bardzo rzadką grupę krwi, więc gdyby jej zabrakło, po prostu nie doniosłaby ciąży. Ale pomagam innym także z czystego egoizmu, bo mam z tego wielką satysfakcję. Czy może być coś lepszego, niż gdy ktoś dzięki nam wygra walkę z chorobą?

Znam młodego chłopaka, Daniela, który kilka lat temu oddał szpik kostny małej dziewczynce i uratował jej życie. Daniel ma teraz syna chorego na cukrzycę i liczy na to, że w razie potrzeby znajdzie się inny człowiek, który zrobi coś dla tego chłopca. A niedawno Daniel dowiedział się, że znowu będzie dawcą, i był szczęśliwy. Bo naprawdę nie ma nic lepszego, jak oddać cząstkę siebie innemu człowiekowi. O tym myślałem w Wielki Piątek, w dniu ukrzyżowania Jezusa Chrystusa. On oddał życie za nasze zbawienie, a my możemy uratować kogoś znacznie mniejszym wysiłkiem. Na przykład oddając szpik kostny, który zaraz się przecież odnowi.

Myśli pan czasem, że śmierć Agaty nie poszła na marne?

Tak. Gdyby Agata wyzdrowiała, z pewnością szybko by o niej zapomniano i nie byłoby tylu chętnych do oddawania krwi i szpiku. Tylko dla niej zebrano przecież kilka tysięcy litrów krwi, która trafiła potem do innych chorych. Taka tragedia po prostu jednoczy ludzi.

A nie boi się pan, że na zawsze pozostanie jedynie mężem Agaty walczącym o sprawę przeszczepów?

Nie. Z pewnością nigdy nie przestanę pomagać chorym, ale kiedyś będę musiał wrócić do normalnego życia. Przecież jeśli będę chciał ułożyć sobie kiedyś życie, to nie mogę pozwolić, by przeszkodził mi w tym podsycany przez wielu ludzi kult Agaty – wspaniałej siatkarki, która umarła, ale dała życie dziecku. Myślę, że Agata nie chciałaby, żebym był do końca życia samotny, choćby dlatego, że dziecko potrzebuje obojga rodziców. Wierzę, że ona wybierze dla nas właściwą osobę.

Opowiada pan córce o mamie?

W naszym domu są zdjęcia Agaty, Lila patrzy na nie i mówi „mama”, choć nie jestem pewny, czy wie, co to znaczy. Mówię córce, o czym marzyła jej mama i w co wierzyła. Myślę, że kiedyś Lila wszystko zrozumie.

*Jacek Olszewski, mąż siatkarki Agaty Mróz, która zmarła 10 miesięcy temu na rzadką chorobę krwi