Jadłodajnie miały umożliwić masom pracującym zjedzenie taniego i pożywnego posiłku poza domem. Przy okazji lansowały też kuchnię bez mięsa, z którego produkcją PRL-owska gospodarka nigdy nie mogła sobie poradzić. W menu królowały pierogi ruskie, naleśniki z serem, zupy mleczne, kasza, knedle z owocami i śmietaną i zabielana zupa pomidorowa z ryżem albo makaronem oraz słynna bawarka, czyli słaba herbaciana lura zalana mlekiem. Ceny za te frykasy były bardzo konkurencyjne: wszystko było trzy razy tańsze niż w innych barach.

Reklama

Każdy, kto oglądał kultowy film „Miś”, pamięta scenę z mlecznego: klienci jedzą z blaszanych misek przykręconych do stolików. W rękach trzymają sztućce sczepione łańcuchami. Ten obrazek nie był bynajmniej pomysłem reżysera Stanisława Barei. Podobną sytuację zainscenizowali w latach 50. w nieistniejącym już barze Praha przy Al. Jerozolimskich w Warszawie twórcy jednego z odcinków kroniki filmowej. Chcieli pokazać rodakom dręczący socjalistyczną gastronomię problem notorycznych kradzieży zastawy stołowej.

>>>Czytelnicy wybrali ikony PRL

Innym fenomenem tamtych czasów był słynny samochód Syrena. W 1953 r. władze zleciły inżynierom z warszawskiego FSO skonstruowanie auta „dla Kowalskiego”, a już 4 lata później pierwsze syrenki opuściły fabrykę na Żeraniu. Ze względów oszczędnościowych do konstrukcji wykorzystano elementy innego słynnego samochodu Warszawa, a poza tym zamiast silnika czterosuwowego wyposażono Syrenę w silnik dwusuwowy, dokładnie taki sam, jaki stosowano wówczas... w pompach strażackich. Konstruktorzy nie ustawali zresztą w wysiłkach, by ulepszyć auto. W ciągu kolejnych lat zmienili w nim m.in. umocowanie drzwi, które początkowo miały zawiasy z tyłu i otwierały się w równie nieoczekiwany sposób.

Syrena doczekała się nawet wersji sportowej, która na początku lat 60. przez zachodnią prasę motoryzacyjną została okrzyknięta „najładniejszym autem zza żelaznej kurtyny”. I choć trudno w to uwierzyć, polscy kierowcy ścigali się nią w rajdzie Monte Carlo.

>>> Stoi pani na końcu? Nie. Na nogach

W latach 60. syreny stały się obiektem powszechnego pożądania, ale też z racji swej awaryjności i coraz bardziej archaicznej konstrukcji obiektem wielu dowcipów. Auto produkowane w warszawskiej Fabryce Samochodów Osobowych, a potem w bielskiej FSM nazywano czule królową pobocza i skarpetą. Ostatni egzemplarz syreny zjechał z taśmy montażowej w 1983 roku, ale do dziś istnieją w Polsce fankluby tej niezwykłej maszyny.